W garderobach brytyjskiej rodziny królewskiej nie ma przypadkowych elementów. Każdy mankiet, każda spinka może zostać odebrana jako symbol, co przy regule nie angażowania się w politykę, obowiązującej monarchów i ich krewnych, jest niemalże gotowym przepisem na obyczajowy skandal. To z tego powodu zazwyczaj możemy obserwować członków rodu Windsorów ubrany w kreacje w stonowanych kolorach i o klasycznych krojach.
Na dość odważny wybór zdecydowała się jednak ostatnio ulubienica międzynarodowych fanów monarchii, Kate Middleton. 37-latka pojawiła się w środę w Londynie, aby wziąć udział w konferencji dotyczącej zdrowia psychicznego dzieci i nauczycieli na Wyspach. Na tę okazję, księżna zdecydowała się na klasyczne, zamszowe czółenka marki Tod's za ponad 1,5 tysiąca złotych, do których dobrała kopertówkę od Mulberry, za bagatela 2,5 tysiąca złotych.
Jedynym elementem garderoby, który nie był wytworem brytyjskiej firmy, był komplet (marynarka i spódniczka) od Dolce & Gabbany. To ten właśnie element wywołał też najwięcej kontrowersji, spośród wyjątkowo stonowanego i zachowawczego wręcz zestawu. O braku zahamowania Stefano Gabbany, jednego z założycieli marki wiadomo było od bardzo dawna. Duet stał się jednak niemalże persona non grata świata mody, po tym jak w zeszłym roku, na kilka dni przed wielkim pokazem D&G w Chinach, projektant zaczął zamieszczać na swoim Instagramie rasistowskie wiadomości, wśród których porównywał Państwo Środka do... "kupy", a samych Chińczyków określił mianem "brudnych i śmierdzących ignorantów".
Jak nie trudno było przewidzieć, do żadnego pokazu w Szanghaju nie doszło, a marka została wycofana ze sprzedaży w większości chińskich outletów, co stanowi ogromny cios dla firmy, biorąc pod uwagę jak wielki procent rynku światowego stanowią obecnie Chiny.
Myślicie, że stylista księżnej zapłaci za tę gafę swoją posadą?