5 grudnia minęło siedem lat od śmierci Violetty Villas. Umierała samotnie, w nędzy i prawdopodobnie ogromnym cierpieniu.
Biegli odkryli na ciele zmarłej tak liczne ślady chorób, przemocy i zagłodzenia, że początkowo trudno im było ustalić, co bezpośrednio przyczyniło się do jej śmierci. Winną tych zaniedbań uznano Elżbietę B., która przez ostatnie lata życia broniła dostępu do niej synowi, lekarzom, policji i wszystkim, którzy chcieli pomóc.
Od dawna nie było tajemnicą, że odseparowała Villas od świata w nadziei na przejęcie jej majątku. Jednak dopiero po ciągnącym się przez 3 lata procesie sąd uznał ekspertyzę biegłych, że piosenkarka, w chwili podpisywania podsuniętego jej przez "opiekunkę", nie była świadoma tego, co robi. Dom w Lewinie Kłodzkim przeszedł więc na własność syna gwiazdy, a Elżbieta B. trafiła do więzienia.
Jedyny syn Villas, Krzysztof Gospodarek, do końca walczył o matkę. Jednak gdy zawiadomił policję i prokuraturę, te uznały, że w zdemolowanym domu w Lewinie Kłodzkim, pod opieką alkoholiczki, Villas jest całkowicie bezpieczna. Pomóc próbował także Michał Wiśniewski, który w 2007 roku spędził z Villas i Elżbietą B. Wigilię w swoim domu.
Usłyszała ode mnie w cztery oczy, że ma każdą możliwość: może wyjść ze swojego domu, dostać nowy, czysty, możemy jej pomóc, tylko ona musi chcieć - wspomina muzyk w nowym wydaniu biograficznej książki Villas autorstwa Izy Michalewicz i Jerzego Danilewicza. Nie chciała... One piły razem. Są ludzie, którzy mówią: ty nie masz nic, ja nie mam nic, otworzymy razem fabrykę. Ale są też tacy, którzy mówią: otwieramy butelkę.
Kiedy Michał zaprosił Villas do siebie na Wigilię, było wiadomo, że bez opiekunki nigdzie się nie ruszy. Mimo to Wiśniewski liczył na to, że uda mu się porozmawiać z diwą sam na sam. Pełen zapału załatwił jej i Elżbiecie B. apartament w Marriotcie.
Taki wyjazd to było wyzwanie - przyznaje. Najpierw wytrzeźwieć, potem ku*wa doprowadzić się do stanu używalności, jeszcze brak zębów… Dostała propozycję ode mnie, żeby je zrobić, tylko że nie podjęła tej decyzji. Z jednej strony oczekiwała pomocy, ale z drugiej nikomu nie ufała. Już wtedy miała uraz biodra, ale jeszcze chodziła. Przyjechała. Byliśmy z sobą dwie, trzy godziny i o godzinie 22.00 kierowca je odwiózł. A potem o pierwszej w nocy dostałem telefon, czy zapłacę rachunek. One zaprosiły jakichś gości, zamawiały, więc powiedziałem, że do kwoty 2,5 tysiąca ureguluję. Marriott dał apartament za darmo, natomiast wiadomo, że za minibarek trzeba było zapłacić oddzielnie.
Po imprezie na koszt Wiśniewskiego Villas i Elżbieta B. wróciły do Lewina Kłodzkiego, gdzie dalej pogrążały się w problemach.
Villas zmarła cztery lata później.