Robert Korzeniowski, czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie sportowym, dał się poznać jako osoba raczej kochliwa. Osiem lat temu w burzliwej atmosferze zakończyło się jego małżeństwo z Agnieszką Korzeniowską. Niestety, fakt, że na długo przed rozwodem sportowiec zakochał się w poznanej na wycieczce po Afryce Magdalenie Kłys nie sprzyjał spokojnemu załatwieniu formalności. Na dodatek Robert, jeszcze zanim się rozwiódł, zdążył zostać ojcem po raz trzeci.
Na pożegnanie rozgoryczona pierwsza żona wytknęła mu, że po narodzinach najmłodszego dziecka, zapomniał o dwóch starszych córkach.
Prawie w ogóle nie zajmuje się dziećmi (2 x w tygodniu po 3 godziny z młodszą córką i też nie zawsze) o starszej córce prawie nic nie wie, nawet się nią nie interesuje, jak jej idzie w szkole - wyznała w trakcie rozwodu Agnieszka Korzeniowska. Generalnie mam wrażenie, że robicie Państwo z niego wielkodusznego dżentelmena, a w istocie jest bezdusznym chamem.
Rok po narodzinach synka, Robert, już wówczas oficjalnie rozwiedziony, poślubił Magdalenę. Niestety, dwa lata temu rodzinę sportowca spotkała ogromna tragedia. W pożarze spłonęło ich mieszkanie. Jak się potem okazało, powodem pożaru było spięcie w lampkach choinkowych. W mieszkaniu przebywali wtedy Magdalena Korzeniowska z sześcioletnim wówczas synkiem, zaś Robert był akurat na na zawodach Pucharu Świata w skokach narciarskich w Zakopanem.
Żona sportowca wyniosła dziecko z płonącego mieszkania, a sama wróciła i przed przyjazdem straży pożarnej próbowała samodzielnie ugasić pożar. Skończyło się poważnymi poparzeniami, po których do tej pory pozostały blizny. Robert zachwycał się w wywiadach bohaterską postawą żony, jednak w międzyczasie zdążył się znów zakochać, w poznanej na imprezie sportowej Justynie.
Dla niej postanowił zakończyć swoje drugie małżeństwo. Poszło szybciej niż za pierwszym razem, chociaż też burzliwie. Jak donosi Super Express, ostatecznie Korzeniowski obiecał płacić 10 tysięcy złotych miesięcznie na ośmioletniego synka. Magdalena wielkodusznie zostawiła Robertowi ich wspólny dom w Warszawie. W zamian za to Korzeniowski bez walki zgodził się ograniczyć spotkania z synkiem do kilku w miesiącu. Z tymi ustaleniami mają stawić się w sądzie, licząc na to, że uda się wszystko załatwić podczas jedej rozprawy.