Natalce Lesz udało się ostatnio ocieplić trochę swój wizerunek w mediach. Okazuje się, że zyskuje na "bliższym poznaniu" - po udanym wywiadzie w Gali i miłej rozmowie z Wojewódzkim wydaje się od razu bardziej ludzka. Co z tego, że nie jest specjalnie utalentowana? Co z tego, że nie zaistniałaby na rynku bez pieniędzy taty? Nie mówimy tego ironicznie, mówimy szczerze - co z tego? Są gorsze.
Mamy do Natalii pewien sentyment, bo to od artykułów na Pudelku zaczęła się właściwie jej kariera. Wspominaliśmy o niej dawno temu, gdy była jeszcze zupełnie anonimowa. Zainteresowało Was to, kim jest najbogatsza polska piosenkarka i potem poszło z górki. Podobnie było zresztą ostatnio z dziewczynami z girlsbandu Eyaa, które po naszym artykule (zobacz: Ona BĘDZIE NOWĄ DODĄ?!) dostały zaproszenie do Dzień Dobry TVN (mogłyście nas chociaż pozdrowić! ;).
Jako finalistka 8. edycji Tańca z gwiazdami Lesz poszła do Wojewódzkiego. Zwyczajem jest, że każdy gość przynosi ze sobą coś, co później jest licytowane na cele charytatywne. Nie popisała się przesadną hojnością. Podarowała swoje cztery zdjęcia z autografem i sukienkę z "Tańca z gwiazdami". Zainteresowanie nimi jest praktycznie żadne.
Zdjęcie z autografem Wioli Fiuk ma w tej chwili aż 7 licytujących, a na Lesz chętnych są maksymalnie dwie osoby (jednego z nich nie chce w ogóle nikt). Porażką okazała się też licytacja sukienki z Tzg, która warta jest w tej chwili 500 zł, a interesuje tylko jednego kupującego.
Tak to jest z tą charytatywnością na pokaz. Łatwo najeść się wstydu. Prawdziwa pomoc polega na dawaniu pieniędzy anonimowo i nie oczekiwaniu niczego (w tym wypadku reklamy) w zamian.