Konkurs Eurowizji od lat kojarzony był jako przaśny, ciągnący się godzinami plebiscyt, w którym o wygranej decydował nie talent danego reprezentanta, a sentymenty w stosunku do konkretnego kraju. Ten schemat w 2014 roku przełamała Conchita Wurst, stawiając na tzw. element zaskoczenia, wystąpiwszy na scenie jako... kobieta z brodą.
Chwyt marketingowy zadziałał, pani "muszelka kiełbasa" zwyciężyła i tym samym otworzyła drzwi do konkursu dla wszystkich mniej standardowych reprezentantów krajów Europy, przy których seksualne ubijanie masła w wykonaniu Słowianek Donatana wypada nadzwyczaj przyziemnie.
Conchicie co prawda nie udało się zbudować na wygranej długotrwałej kariery muzycznej, jednak postać nadal utrzymuje się w swoim rodzimym, austriackim show biznesie, przypominając o sobie od czasu do czasu mediom światowym, czy to zmianą koloru długich loków, czy nadzwyczaj intymnym wyznaniem.
Ostatnio Thomas Neuwirth, bo tak naprawdę nazywa się Conchita, postanowił zabłysnąć… swoją łysiną. Kruczoczarne loki gwiazdy ustąpiły miejsca idealnie wygolonemu skalpowi, jeszcze bardziej podkreślając jego dorodną brodę. Swoje nowe ufryzowanie Wurst zaprezentowała przy okazji Vienna Opera Ball. Zaproszenie Conchity może trochę dziwić, biorąc pod uwagę, że zdecydowaną większość gości wydarzenia stanowili wysoko ustawieni austriaccy politycy. Wśród nich, piosenkarka, która postawiła na trzy duże kolczyki (po jednym na każde ucho i jeden w nosie) i białą suknię z głębokim dekoltem, uwidaczniającym wszystkie włosy na klacie zwyciężczyni Eurowizji, musiała się prezentować dość osobliwie.
Myślicie, że Austriacy są dumni ze swojej muzy?