Temat tzw. "płynnej płciowości" jest wyjątkowo kontrowersyjny i budzi wiele wątpliwości. Sceptykom trudno jest zrozumieć, że można nie być pewnym swojej płci, zaś ci, których dotyczy to zjawisko, czują się odrzuceni.
Najsłynniejszą orędowniczką płynnej tożsamości płciowej jest dziś Miley Cyrus, ale coraz szersze grono celebrytów przyznaje, że nie definiuje siebie tylko jako kobiety czy mężczyzny. Tilda Swinton swego czasu wyznała, że nie jest pewna, czy może mówić o sobie jako o kobiecie, a Ruby Rose w 2014 roku wyznała, że jest "gender fluid".
Do grona osób o niezidentyfikowanej płci zalicza siebie też Sam Smith. Muzyk w wywiadzie z Jameelią Jamil wyznał, że "nie jest mężczyzną ani kobietą":
W moim ciele i umyśle zawsze była wojna o to, jak się definiuję. Myślę jak kobieta i czasami się zastanawiałem nad tym, czy chcę przejść zmianę płci. To coś, o czym wciąż myślę, ale już wiem, że to nie w tym rzecz. Może nie jestem mężczyzną, może nie jestem kobietą, może po prostu jestem sobą. Myślę, że to samo dotyczy seksualności. Zakochujesz się w ludziach, nie w genitaliach.
Jeżeli chodzi o pieniądze i sukces, czuje się jakbym miał 40 lat, ale jeżeli chodzi o moje życie romantyczne, czuje się jak zdezorientowany 16-letni chłopiec - dodał.
Sam Smith trzy lata temu przeszedł imponującą metamorfozę, która wywołała jednak spory niepokój u fanów muzyka. Smith mocno schudł, co, o czym także opowiedział w wywiadzie, było spowodowane kiepską samooceną:
Walczę z tym codziennie. W pewnym momencie powiedziałem mojemu osobistemu trenerowi, że chcę wyglądać jak Tom Hardy. Ale to nie ja! - stwierdził.
Jak się okazuje, Sam Smith miał też liposukcję piersi w wieku... 12 lat. Do zabiegu namówiła go mama, która zauważyła, że piersi chłopca powiększają się pod wpływem zbyt dużej ilości estrogenu.
Myślicie, że tak szczere wyznania pomogą w zrozumieniu problemu płynnej płciowości?