Piotr Kupicha nie należy do osób przesadnie błyskotliwych. Więcej - to typ gościa, z którego można żartować sobie w jego towarzystwie i nawet nie zorientuje się, że śmiejemy się z niego a nie z nim (tak było na przykład w programie u Wojewódzkiego).
Jedno mu się jednak udało - tak ustawić swoich muzyków, że tylko on zgarnia profity z sukcesu Feela. Reszta tam tylko pracuje, na pensji. On sam to potwierdza i jest z tego wyraźnie dumny. Jego zdaniem złośliwe plotki o nim rozpuszczają zazdrośni muzycy z konkurencyjnych zespołów, którzy "też chcieliby sprzedawać płyty".
Nazwa Feel to tylko nazwa. Tutaj jest jakby ważny mój pomysł autorski. Nie ma się czego wstydzić! Jak ci najlepsi, którzy odgrywają najważniejszą rolę w miesięcznikach typu Forbes, na przykład trenerzy zarządzania zasobami ludzkimi, mówią o tym jasno, że lider musi być tylko jeden - tłumaczy skromnie Piotrek wideoportalowi. Niekoniecznie to musi być tak, że zespół to grupa i wszyscy mają być na równych prawach. Wręcz przeciwnie, równe prawa nie są za dobre.
Zapytany o plagiaty, Kupicha przekonuje, że to plotki rozpuszczane przez osoby zazdrosne o jego sukces. Jego zdaniem liczby mówią same za siebie: Sprzedaliśmy już 300 tysięcy płyt! Zdecydowanie będzie też nowa płyta. W czerwcu.
Kupicha przekonuje, że autorami wszelkich doniesień na temat plagiatów, kłótni w zespole, złego traktowania fanów, mylenia nazw miejscowości i spóźniania się na koncerty są zawistni o sukces "koledzy" z branży. Jak sądzicie, kto może mu najbardziej zazdrościć?