Półtora miesiąca temu na stacji benzynowej przy ulicy Conrada w Warszawie policja zatrzymała żonę Ryszarda Kalisza. Pracujący na stacji personel podejrzewał, że Dominika L. prowadziła auto w stanie wskazującym. Na domiar złego w aucie był z nią wtedy jej niespełna czteroletni synek. Prawdziwość tych doniesień potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej. Żona polityka miała mieć we krwi ponad 2 promile alkoholu. Grożą jej dwa lata więzienia. A nawet pięć, jeśli oskarżycielowi uda się przekonać sąd, że naraziła ona swoje dziecko na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Poważne kłopoty z prawem Dominiki okazały się gwoździem do politycznej trumny Ryszarda Kalisza. Będąc zawiedziony swoją karierą prawniczą, polityk miał rzekomo planować przejście do Parlamentu Europejskiego. Żadna z lewicowych partii nie chce jednak być z nim kojarzona.
Jak jednak na oddanego męża przestało, były poseł nie zamierza się jeszcze poddawać w walce o dobre imię małżonki. Kalisz był w czwartek gościem programu Wydarzenia i Opinie emitowanego na kanale Polsat News, gdzie podważył rzetelność dowodów w sprawie toczonej przeciwko jego małżonce.
Kwestia alkoholu we krwi mojej żony budzi moje wielkie wątpliwości. Po 10 minutach było badanie, które wykazało już promil mniej (...) Ludzie, którzy z nią rozmawiali 15 minut wcześniej zeznają, że była całkowicie trzeźwa (…) Za jedenastym razem wyskoczył taki wynik, co jest według mnie niemożliwe (...) Po kolejnym badaniu wykazało 1,1 promila - wyjawił w trakcie rozmowy.
Kalisz wyznał też, że wierzy, iż w ten sposób prokuratura próbuje odgryźć się na nim.
Chodzi o mnie, taka jest polska prokuratura - stwierdził.
Polityk mówił też, że burza, która rozpętała się w mediach po doniesieniach o aresztowaniu jego żony jest skoordynowanym atakiem.
W ten sposób rozpoczęto bezprzykładną, bezprawną, bezpodstawną nagonkę i lincz na mojej żonie. Lincz prokuratorsko-medialny.
Wierzycie w jego teorię spiskową?