12 stycznia ksiądz Andrzej Luter poinformował na Facebooku o śmierci legendarnej dziennikarki telewizyjnej Ireny Dziedzic. Jak się okazało, 93-letnia gwiazda telewizji zmarła dwa miesiące wcześniej, jednakpogrzeb opóźnił się, bo nie miał go kto zorganizować.
W tym czasie prokuratura szukała po całym kraju krewnych dziennikarki. Dopiero kiedy potwierdzono, że zmarła nie miała żadnych żyjących krewnych, zezwolono na zorganizowanie pochówku siostrom zakonnym z Lasek, które z dziennikarką umówiły się w tej sprawie jeszcze za jej życia.
6 listopada zeszłego roku, czyli dużo wcześniej zanim informacja o śmierci legendy telewizji została podana do publicznej wiadomości, rozpoczęło się śledztwo, mające ustalić, czy nie doszło do przestępstwa. Jak ustaliła prokuratura, Dziedzic u schyłku życia podpisała tak zwaną odwróconą hipotekę. Polega ona na tym, że senior będący właścicielem mieszkania, które zajmuje, zrzeka się go na rzecz obcej osoby lub firmy w zamian za dożywotnią rentę i prawo użytkowania do końca życia mieszkania, które już formalnie nie jest jego własnością.
Jak ustaliła prokuratura, Irena Dziedzic podpisała umowę z mężczyzną., który w zamian za prawo własności do mieszkania na Saskiej Kępie, gdzie metr kwadratowy kosztuje ok. 10 tysięcy złotych, wypłacał dziennikarce 4,5 tysiąca złotych miesięcznej renty. Prokuratura postanowiła przyjrzeć się bliżej tej umowie.
Postępowanie nadal prowadzone jest w kierunku czynu polegającego na nieumyślnym spowodowaniu śmierci pani Dziedzic - wyjaśniał wtedy rzecznik prokuratury. Postępowanie prowadzone jest również w kierunku ewentualnych przestępstw przeciwko mieniu na szkodę wyżej wymienionej. Chodzi między innymi o zawarcie niekorzystnych umów cywilnoprawnyc.
Jak informuje Super Express, powołując się na informacje z prokuratury, przynajmniej jedno udało się już wyjaśnić.
W toku śledztwa zlecono sekcję zwłok, która wykazała cechy niewydolności krążeniowo-oddechowej oraz zmiany chorobowe u pokrzywdzonej - ujawnia rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Marcin Saduś. Z uzyskanej opinii z badań toksykologicznych wynika, że pokrzywdzona zażywała określone leki, jednak w celach medycznych i ilościach zalecanych przez lekarzy. Stężenia substancji we krwi nie miały wpływu na mechanizm śmierci pokrzywdzonej. Jednocześnie na tę chwilę nie ma podstaw do przyjęcia, że do jej śmierci przyczyniły się osoby trzecie.
_
_