17 kwietnia w Sądzie Okręgowy w Poznaniu zapadł wyrok uniewinniający Adama Z. od zarzutu zabójstwa Ewy Tylman 22 listopada 2015 roku. Tego wieczoru dwudziestosześcioletnia ofiara bawiła się z Adamem Z. na firmowej imprezie. Po jej opuszczeniu zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach, a pół roku później została znaleziona martwa w Warcie.
Początkowo Adam Z. przyznał się do zabójstwa, jednak podczas składania zeznań wielokrotnie zmieniał wersję wydarzeń. 3 stycznia 2017 roku rozpoczął się proces Z. Prokuratura zarzuciła mu, że, działając z zamiarem ewentualnym, zepchnął Ewę ze skarpy, a potem nieprzytomną wepchnął do wody.
W procesie zeznawał też partner Adama Z. Po jego przesłuchaniu podczas utajnionej dla prasy rozprawy, sąd rozważył zmianę kwalifikacji czynu ze spowodowania śmierci na nieudzielenie pomocy, za co grozi do trzech lat więzienia. Skończyło się na tym, że w ogóle wypuszczono go do domu.
W międzyczasie swoje zeznania złożył kolega Adama Z. z więziennej celi, Kacper Cz, osadzony w areszcie za zadźganie nożem swojego partnera. Jak zapewniał w sądzie, podczas wspólnej odsiadki bardzo się z Adamem zaprzyjaźnili i nabrali do siebie zaufania. Wyznał, że Adam Z. zwierzył mu się, że Ewa Tylman "została syrenką i popłynęła do Bałtyku".
Podczas ostatniej rozprawy prokurator podtrzymała pierwotną wersję oskarżenia.
Przebieg wydarzeń był motywowany strachem i sytuacją, w jakiej znalazł się Adam - podkreślała Magdalena Mazur-Prus.
Sędzia Magdalena Grzybek przypomniała jednak, że oskarżenie opiera się głównie na zeznaniach policjantów, którzy twierdzili, że Adam Z. początkowo przyznał się do winy, a eksperyment procesowy nie potwierdził jego winy. Chodziło o to, że pięć minut, przez które Adam Z. przebywał poza zasięgiem kamer ulicznego monitoringu okazały się czasem zbyt krótkim, by mógł zdążyć pozbawić Ewę Tylman nieprzytomności i wrzucić ją do Warty.
Wobec tych wątpliwości sędzia uznała, że nie może wydać wyroku skazującego.
Ojciec Ewy Tylman, obecny na sali, bardzo źle to zniósł.
Jak możesz tak siedzieć i nic nie mówić! - krzyczał do Adama Z. Ja straciłem córkę! Masz ostatnią szansę, by powiedzieć, co się stało! Co żeście nam zrobili? Sama do wody nie wpadła i tyle. Jak dowodów nie ma? Przez dwa lata tu przyjeżdżaliśmy, żeby usłyszeć TO? Pogłaszczcie go jeszcze! To jest porażka wymiaru sprawiedliwości!
Wtedy sędzia poprosiła Andrzeja Tylmana o opuszczenie sali.
Wszystko można zrobić z człowiekiem, który stracił dziecko - wyznał rozgoryczony zgromadzonym na korytarzu dziennikarzom. Adam Z. patrzył mi w oczy. Słysząc wyrok czułem niesprawiedliwość. Nie mam już dziecka, a uniewinnia się tego, który z Ewą szedł i prowadził jak na szafot.
_
_