Aż trudno uwierzyć, że od aresztowania Jarosława Bieniuka w Sopocie minęły zaledwie cztery dni. Były piłkarz został zatrzymany w Sopocie w związku z popełnieniem przestępstwa przeciwko wolności seksualnej. Jak od początku podkreśla pełnomocniczka Bieniuka,do aresztowania doszło "w sprawie", a nie "pod zarzutem", bo zatrzymanemu nie postawiono jak na razie żadnych zarzutów.
Podczas tych czterech dni obfitujących w nieoczekiwane zwroty akcji, piłkarz ze sprawcy stał się ofiarą, wrabianą z rzekomy gwałt przez 29-letnią Sylwię Sz. z trójmiejskiego półświatka, zajmującą się w przeszłości sutenerstwem i pracującą dla klubu Zatoka Sztuki, uwikłanego w liczne skandale seksualne i sprawy karne o gwałty na nieletnich.
Goście hotelu, w którym miało dojść do rzekomego gwałtu, zeznali, że opuszczając hotel Sylwia Sz. nie sprawiała wrażenia odurzonej, jak twierdziła w swoich zeznaniach, a już szczególnie pigułką gwałtu, po której ofiary tracą przytomność na kilka godzin. Hotel opuściła o własnych siłach, rozmawiając przyjaźnie z Bieniukiem, który szarmancko odprowadził ją do taksówki, co nagrały kamery monitoringu.
W winę zatrzymanego zdaje się także wątpić sąd, ustalając wysokość kaucji na symboliczne 20 tysięcy złotych, a kancelaria reprezentująca rzekoma ofiarę zapowiedziała, że nie chce mieć z nią nic wspólnego.
Mimo licznych poszlak, wskazujących na próbę wrobienia Bieniuka w nośny medialnie skandal, jego nieskazitelny dotąd wizerunek i tak może doznać nieodwracalnego uszczerbku, nawet jeśli śledztwo wykaże, że nie doszło do gwałtu.
Opinia publiczna obecnie odchodzi od podwójnych standardów i zaczyna oceniać moralność mężczyzn i kobiet według podobnych kryteriów. Więc jeśli zwierzającej się publicznie celebrytce wypomina się, że decydując się na seks z ojcem kilkorga dzieci z różnych związków, mogła przewidzieć kłopoty, to argument, że warto pomyśleć zawczasu, można odnieść również do tej sprawy. Zwłaszcza że tabloidy dotarły do wspólnych zdjęć rzekomego sprawy z rzekomą ofiarą, z których wynika, że ich znajomość trwa od co najmniej czterech lat.
Z jednej strony jego popularność i to, że był mężem Anny Przybylskiej, działa na jego korzyść, a z drugiej - właśnie dlatego będzie się o tym mówić chętniej. Bo kontrast między cierpiącym wdowcem, wspaniałym ojcem, a seksaferą i skojarzeniami z gwałtem budzi wielkie emocje. - wyjaśnia specjalistka ds. wizerunku Aneta Wrona w rozmowie z Faktem.
Jak przypomina tabloid, obecnie stawką jest roczna umowa, którą były piłkarz podpisał z producentem odzieży sportowej. Miał zarobić kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. Jaką decyzję podejmie w tej sytuacji reklamodawca?