Moda na patocelebrytyzm rozwija się ostatnimi czasy w zatrważającym tempie. Jeżeli ktoś byłby jednak załamany tym, jak ogromne zainteresowanie wśród Polaków wzbudziło starcie Marty Linkiewicz i Esmeraldy Godlewskiej na ringu, powinien zajrzeć na podwórko naszych sojuszników zza wielkiej wody. W USA popularyzowanie postaci o wątpliwej moralności i jeszcze bardziej podejrzanym sposobie prowadzenia się jest na porządku dziennym. Wymienić wystarczy zaskakującą historię niejakiej Danielle Bregoli, której kariera muzyczna zaczęła się od wyznania w telewizji, że tłucze swoją matkę.
Jeszcze bardziej popularna jest ostatnio Cardi B, pretendująca do miana najlepszej raperki w branży. Cardi zdobywała doświadczenie odurzając i okradając klientów baru ze striptizem (do czego sama się przyznaje), nie przeszkadza to jednak najwyraźniej wielkim koncernom spożywczym, które stoją w kolejce do podpisywania z artystką kolejnych kontraktów reklamowych.
Zobacz:Rozgoryczona Cardi B tłumaczy się z okradania i narkotyzowania klientów: "Robiłam to, żeby PRZEŻYĆ"
Łowcy autografów, chcący zebrać do swojej kolekcji podpis raperki, mają ostatnio bardzo ułatwione zadanie. Nie muszą śledzić już gwiazdy, mogą jedynie ustawić się pod sądem kryminalnym w Queens, którego Cardi jest teraz stałą bywalczynią. Raperce postawiono zarzuty napuszczenia swoich ochroniarzy na rzekome "koleżanki" jej męża. W trakcie przepychanki miało dojść nawet do miotania krzesłami. Zarzuty nie psują jednak humoru gwiazdy, która z szerokim uśmiechem na ustach pojawiła się na przesłuchaniu w ostatnią sobotę. Na tę wyjątkową okazję Cardi odziała się w śnieżnobiałą hybrydę kombinezonu z sukienką, która prezentowała się nader korzystnie w zestawieniu z ulizanym uczesaniem raperki. Przez jej ramię zwisał natomiast dorodny Birkin. Wartość niektórych modeli tej kultowej torebki wyceniana jest nawet na 600 tysięcy dolarów.
Robi wrażenie?