Zamieszanie wokół zatrzymania Jarosława Bieniuka tydzień temu w Sopocie ucichło tylko na czas świąt, a po ich zakończeniu wybuchło z jeszcze większą mocą.
Nie brakuje opinii, że może i do gwałtu rzeczywiście nie doszło, ale piłkarz poniekąd sam jest sobie winien, zadając się z towarzystwem, które Fakt bez owijania w bawełnę nazywa "szemranym".
Nie jest już tajemnicą, że Bieniuk i kobieta, która oskarżyła go o gwałt, 29-letnia Sylwia Sz.znają się od co najmniej czterech lat. Tabloidy dotarły do ich wspólnych zdjęć z 2015 roku, opublikowanych w Internecie, w którym, jak wiadomo, nic nie ginie.
Czy już wtedy Bieniuk wiedział, że Sylwia Sz. trudni się sutenerstwem, naganiając młode dziewczyny właścicielom nocnych klubów, w tym okrytej złą sławą Zatoki Sztuki w Sopocie?
Zresztą założyciel klubu Marcin T. , też znalazł się na wspólnym zdjęciu Bieniuka i Sylwii Sz.
Zatoka Sztuki to klub, gdzie na swoje ofiary polował łowca nastolatek, 42-letni Krystian W. nazywany przez bywalców królem sopockich klubów, znany też pod pseudonimem "Krystek" - ujawnia Fakt. Prokuratura postawiła mu łącznie 65 zarzutów dotyczących gwałtów i nakłaniania małoletnich do prostytucji. 20 pokrzywdzonych nie miało skończonych 18 lat, a 5 ofiar to dziewczynki poniżej 15 roku życia! Wraz z "Krystkiem" zarzuty usłyszał także Marcin T. Obu grozi 12 lat odsiadki! Afera związana z Zatoką Sztuki wybuchła w 2016 r. Rok wcześniej Jarosław Bieniuk wrzucił do internetu zdjęcie z wakacji. Widać na nim jak wypoczywa wraz z Marcinem T. i jego ówczesną dziewczyną Sylwią Sz. – tą samą, która teraz oskarża go o zgwałcenie!
Skończyło się, jak wiemy, zatrzymaniem byłego piłkarza w związku z przestępstwem naruszenia wolności seksualnej, a zaraz potem sprawa zaczęła się gmatwać.
Goście hotelu, w którym miało dojść do rzekomego gwałtu, zeznali, że opuszczając hotel Sylwia Sz. nie sprawiała wrażenia odurzonej, jak twierdziła w swoich zeznaniach. Wręcz przeciwnie, hotel opuściła o własnych siłach, rozmawiając przyjaźnie z Bieniukiem, który odprowadził ją do taksówki, co potwierdziły kamery monitoringu.
Sąd wypuścił Bieniuka do domu za podejrzanie niską kaucją wynoszącą 20 tysięcy złotych, a kancelaria adwokacka, reprezentująca Sylwię Sz. wycofała się ze współpracy z rzekomą ofiarą, ogłaszając z enigmatycznym oświadczeniu, że nie ma to nic wspólnego ze sprawą. Trudno lepiej dać do zrozumienia opinii publicznej, że właśnie że ma.
Bieniukowi do tej pory nie postawiono żadnych, jednak jego nienaganny dotąd wizerunek doznał sporego uszczerbku. A wystarczyło nie zadawać się z półświatkiem….