Półtora roku temu Marina Łuczenko-Szczęsna w końcu wydała swoją długo wyczekiwaną płytę, już drugą w dziesięcioletniej karierze. Nie wyruszyła jednak w trasę koncertową, tak jak robi to większość artystów, a niespodziewanie zdecydowała się na macierzyństwo.
Choć mąż, Wojciech Szczęsny, któremu na początku ich znajomości bardzo imponował talent i charyzma Mariny, mocno naciskał, by wróciła do śpiewania, mama Liama podeszła do kariery wokalnej mniej ambitnie. Obecnie 29-latka zdecydowanie chętniej pojawia się na koncertach zagranicznych gwiazd w roli fanki, niż organizuje swoje własne. Nie mogło jej więc zabraknąć na najpopularniejszej wśród celebrytów amerykańskiej imprezie, czyli festiwalu Coachella. Podczas trwania festiwalu Marina na swoim instagramowym profilu pochwaliła się zdjęciem w nowych, różowych włosach. Fanów zapytała o wrażenia, jednak wśród komentarzy znalazły się głównie takie, dotyczące jej nieobecności w domu w czasie Wielkanocy. Żona piłkarza jednak nie bardzo się nimi przejęła.
Po powrocie zza oceanu, wymęczona świetną zabawą w gronie celebrytek, Łuczenko nie zrezygnowała z obecności na pokazie Macieja Zienia ). W trakcie imprezy udzieliła wywiadu, w którym zdecydowała się podzielić wspomnieniami z festiwalu:
_**Byłam na Coachelli w 2013 roku i wydaje mi się, że byłam tam jako pierwsza Polka**_ - stwierdziła skromnie celebrytka.
Marina zdradziła również, że muzyczne święto w Kalifornii ma dla niej znaczenie sentymentalne. To właśnie na fotografiach z Coachelli wypatrzył ją kilka lat temu jej obecny mąż. Ponoć Wojtek był oszołomiony urodą przyszłej ukochanej:
Mój mąż wypatrzył mnie właśnie na zdjęciach z Coachelli i mnie zauważył, tak mu się spodobałam. To jest taki festiwal, z którym mamy wspomnienia. Tak mnie znalazł w internecie - opowiadała podekscytowana żona sportowca.
Prawdziwe "love story"?