Krystyna Janda to jedna z najbardziej utalentowanych i charyzmatycznych polskich aktorek. Od połowy lat 70. aż do dwutysięcznych można było stale oglądać ją na wielkim ekranie. Potem gwiazda związała się z teatrem, a nowych filmów z jej udziałem próżno było szukać w kinowych zestawieniach. W rozmowie z Wprost aktorka wyznała, że nie ma na to wpływu.
Nie dostaję propozycji filmowych. Gram bardzo dużo, ale w teatrze - tłumaczy Janda.
Zdaniem 66-latki, barierą jest przede wszystkim jej wiek.
W moim wieku aktorki już rzadko grają w filmie. W każdym razie duże role, prowadzące - wyjaśnia.
Na szczęście nie wszyscy reżyserzy zapomnieli o Jandzie. Jacek Borcuch dał jej główną rolę w swoim filmie Słodki koniec dnia, którego premiera odbiędzie się 10 maja. To pierwsza tak duża rola filmowa Jandy od kilkunastu lat. Aktorka wcieliła się w postać laureatki literackiej Nagrody Nobla, Marii Linde.
Poruszył mnie cały scenariusz. Kiedy przeczytałam ten monolog, pomyślałam, że trudno będzie bronić mojej bohaterki. Pomyślałam, że przyjmuję do pracy całkowicie negatywną dla mnie postać - wyznaje Krystyna.
Film przedpremierowo zdążył już zebrać świetne recenzje, a rola Jandy została nagrodzona na festiwalu filmowym Sundance w Park City w USA.
Teraz aktorka z podekscytowaniem czeka na reakcje polskiej widowni.
Ciekawa jestem, jak zostanie przyjęty przez publiczność - mówi.
Wybierzecie się do kin?