Jola Rutowicz nie zakończyła 2008 roku jak gwiazda, za którą się podaje. Bawiła się w klubie gejowskim, wśród ludzi, którzy przynajmniej nie krzywili się na jej widok. Są po prostu przyzwyczajeni do oglądania większych dziwactw.
Wejście kosztowało zaledwie 60 złotych - wspomina nasza informatorka, która bawiła się na tej samej imprezie. Występowała drag queen, alkohol lał się strumieniami. W pewnym momencie zobaczyłam obok mnie na parkiecie kogoś bardzo podobnego do Jolki. Zanim ją rozpoznałam myślałam, że to transwestyta. Później okazało się, że to naprawdę ona. Została do samego rana, tańczyła i bawiła się ze wszystkimi. Dziwne, ale w ogóle nie było po niej widać zmęczenia.
Wygląda na to, że Rutowicz jest stałą bywalczynią tego klubu. Nikogo nie dziwiła jej obecność:
Nikt nie robił jej zdjęć, nie zaczepiał jej, nie prosił o autograf. Zupełnie jakby nie była osobą znaną z telewizji, ale dobrą koleżanką wszystkich obecnych. Chyba jednak jej tego trochę brakowało, bo w pewnym momencie wzięła aparat i sama zaczęła robić sobie fotki.
Jaki symboliczny początek 2009. roku...