Minął rok od rozstania Beaty Tadli i Jarosława Kreta. Doszło do niego tuż przed rozpoczęciem 21. ogólnie a ósmej w Polsacie edycji Tańca z gwiazdami.
Trzy tygodnie wcześniej, a okazji walentynek, udzielili Vivie bardzo dziwnego wywiadu, w którym Beata gorzko wypominała Jarkowi, że nie dotrzymuje obietnic. Chodziło o jego wcześniejsze oświadczyny na łamach tego samego magazynu, które, jak się z czasem okazało, były tylko przelotnym kaprysem.
Zobacz: Kret: "Ożenię się z Beatą!"
Tadla ujawnia także, że pogodynek coraz częściej znika z ich wspólnego segmentu pod Warszawą, na który zaciągnęli kredyt w wysokości 860 tysięcy złotych i wraca do swojego kawalerskiego mieszkania.
Na nagraniu pierwszego odcinka nowego sezonu Tańca z gwiazdami pojawili się już jako single. Było z tym trochę kłopotu, bo nie za bardzo mogli na siebie patrzeć, ani nawet przebywać w tym samym pomieszczeniu. Na szczęście Jarek szybko odpadł z programu i Beata mogła już w pełni rozwinąć skrzydła i ostatecznie wygrać całą edycję.
Mimo że na rozstaniu wyszła dużo lepiej niż pogodynek, który od tamtej pory zdał sobie sprawę, że rozstanie było błędem i co chwila próbuje wrócić do Beaty, w show biznesie pojawiło się pojęcie "klątwa Tadli". Sama dziennikarka też w nią uwierzyła i, żeby nie zapeszyć, unika obnoszenia się z nową miłością.
W rozmowie z Faktem zapewnia, że z Rafałem nie popełni już tego błędu co z Jarkiem i nie dopuści do tego, by ich związek trafił na okładki kolorowych magazynów.
Jestem nauczona doświadczeniem i wyciągam wnioski z przeszłości - wyjaśnia dziennikarka. Nie zdecyduję się na kolejny wywiad i okładkę o miłości. Po prostu cieszę się swoim związkiem i chwilą, którą mam. Celebruję ją.
_
_