Mimo wielokrotnie przepowiadanego zmierzchu muzyki disco polo, wciąż cieszy się ona wielką popularnością, a niewykluczone, że nawet rosnącą. Niemała w tym zasługa Zenka Martyniuka, kochanego przez fanów nie tylko za kunszt muzyczny, lecz także za skromność i pracowitość.
Przez miniony rok wyszło także na jaw, że jego życie rodzinne jest równie pasjonujące co kariera, chociaż tu akurat brawa należą się synowi Zenka, Danielowi M., który niestrudzenie dostarcza pożywki tabloidom.
Na szczęście wybryki syna nie zaszkodziły karierze Zenka, a wręcz nawet przeciwnie, usłyszeli o nim również ci, którzy wcale tego nie chcieli.
Jak podkreśla "król disco polo", kocha wszystkich swoich fanów i nigdy nie żałuje im swojego czasu, chociaż to przekłada się na liczbę 300 koncertów w roku. Łatwo policzyć, że muzyk jest raczej gościem w domu...
Mam za mało czasu dla rodziny, dla przyjaciół, bo przede wszystkim kocham swoich fanów - ujawnia w rozmowie z Super Expressem. Kocham publiczność, kocham śpiewanie i kocham występować. Ale gdy wracam do domu, staram się wszystko nadrabiać, chociaż ciągle bywa ciężko z czasem.
Przy czym, jak ujawnia z kolei w Fakcie, fani są tak nienasyceni, że nawet w tych rzadkich i krótkich chwilach prywatności nie może się od nich opędzić.
Ludzie dzwonią do mnie i mówią, ze ich mama, ciocia czy córka mają urodziny i żebym zaśpiewał im chociaż fragmencik "Przekornego losu" czy "Oczu zielonych" - zdradza muzyk. No i jeżeli mam czas to im śpiewam przez telefon… Zdarza się, że podczas dnia sprawdzam telefon i mam na nim ponad 100 nieodebranych połączeń.
_
_