Maryla Rodowicz bardzo się stara przekonać wszystkich, że po 57 latach spędzonych na scenie nadal trzyma rękę na pulsie i jest świetnie obeznana w najnowszych trendach.
Po okresie medialnej przyjaźni z Dodą, postanowiła nawiązać współpracę z będącym wtedy u szczytu popularności Donatanem. Producent ciężko przeżył to, że ich wspólny utwór Pełnia przegrał na 52. Festiwalu w Opolu z Michałem Szpakiem. Dał temu wyraz, obrażając za kulisami menedżera piosenkarza, a następnie rzucając się na niego z pięściami. Maryla wyjaśniła wówczas, że nic o bójce nie wiedziała, bo w tym czasie była już w hotelu, a potem zapewniła, ze producent bronił jej honoru.
Po burzliwej współpracy z Donatanem, Rodowicz przez chwilę przymilała się do rapera Popka, ale ostatecznie uznała, że na koncercie sylwestrowym na pożegnanie 2016 roku wystąpi z gwiazdą disco polo Zenonem Martyniukiem.
Po tym, gdy wytknięto jej, że z wyrachowania przyczepiła się do wykonawcy muzyki niezbyt wysokich lotów, podlizując się przy okazji telewizji publicznej, zawstydzona tłumaczyła, że był to jednorazowy wyskok.
Chodziło o zabawę sylwestrową i o to, żeby sprawić przyjemność publiczności - wyjaśniała wtedy. Nie jest to jakiś mariaż na wieki i nie, nie planuję dalszej współpracy z Zenonem Martyniukiem.
Okazuje się, że Maryla ma problem z wyciąganiem wniosków ze swoich dotychczasowych impulsywnych decyzji. Niedawno podjęła kolejną, równie spontaniczną i nieprzemyślaną, a teraz żałuje.
Chodzi o sklecony na kolanie duet z Dawidem Kwiatkowskim, z którym wykonała utwór z nominowanego do Oscara filmu Narodziny gwiazdy. Pierwotnie utwór Shallow zaśpiewali Bradley Cooper i Lady Gaga, wyraźnie podkreślając, zwłaszcza na gali rozdania Oscarów, że wykonawców powinna łączyć gorąca, a przynajmniej dobrze udawana namiętność. Po ich wspólnym występie na żywo powstały nawet podejrzenia, że emocje wymknęły się poza granice gry aktorskiej.
Na tle Coopera i Gagi duet Maryli z 23-letnim Dawidem Kwiatkowskim sprawiał wrażenie parodii, nie mówiąc już o tym, że obnażył poważne niedociągnięcia techniczne.
Rodowicz, oczywiście, znów żałuje. Jak za każdym poprzednim razem…
Prawda, to nie była moja tonacja - przyznaje, cytowana przez Fakt. Ale to wyłącznie moja wina. Powinnam nalegać na wyższą tonację, ale zgodziłam się, bo Dawid tak chciał. Nic mnie nie usprawiedliwia. Powinnam być bardziej czujna i zrezygnować z projektu, który mi nie leżał.
I tak do następnej medialnej wpadki….