Dwa dni temu wszyscy pogrążyli się w smutku po nagłej śmierci syna Johna Travolty. Jett od dzieciństwa zmagał się z poważną chorobą i zmarł na rozległy atak serca w swoim rodzinnym domu. Wczoraj lekarze wydali oficjalne oświadczenie na temat śmierci 16-latka. Okazało się, że oprócz chorego serca Jett cierpiał na autyzm. Rodzice odmawiali leczenia syna z powodu zakazu Kościoła Scjentologicznego, a tym samym przyczynili się do jego śmierci.
Przyjaciel Joey'a Travolty, brata aktora, postanowił opowiedzieć dziennikarzom, że Travoltom bardzo często sugerowano, aby Jetta poddać natychmiastowemu leczeniu. Za każdym razem odmawiali, zasłaniając się scjentologią.
Joey widywał Jetta dość często - mówi znajomy. Było oczywiste, że cierpiał na autyzm. Każdy by to zauważył już po 5 minutach spotkania z nim. Jednak najokrutniejsze było to, że jego właśnie rodzice ignorowali tak ciężki stan, bo ich religia nie uznawała autyzmu za chorobę. Twierdzili, że to kara za jego poprzednie wcielenia i musi ją przebyć.
Scjentolodzy uznają choroby psychiczne za ubytki w ludzkiej duszy, które można leczyć jedynie za pomocą zabiegów spirytualistycznych. Całkowicie odrzucają leki, które w przypadku autyzmu stanowią podstawę leczenia. Nieleczona choroba Jetta rozwinęła się do takiego stopnia, że chłopiec regularnie miewał ataki agresji, depresji i histerii.
Lekarze są zgodni - śmierć chłopca spowodował poważny uraz czaszki, jakiego doznał podczas upadku w łazience w środku nocy. Upadek natomiast był spowodowany atakiem agresji, w wyniku której chłopiec uderzył głową w lustro i stracił równowagę.