Dzisiaj przeprowadzono autopsję Jetta, syna Johna Travolty, który zmarł w piątkowy ranek. Lekarze próbują ustalić przyczynę zgonu dziecka. Sekcja zwłok ostatecznie wykazała, że chłopiec dostał ataku padaczki i uderzył głową o wannę. Poważny uraz czaszki spowodował śmierć.
Wyniki badan jeszcze bardziej skomplikowały sprawę tajemniczej i nagłej śmierci nastolatka. Już wiadomo, że rodzina nie chciała przyznać, że chłopiec ma autyzm (w końcu według nich to nie choroba). Okazuje się również, że Jett najprawdopodobniej wcale nie chorował na syndrom Kawasaki jak utrzymywał jego ojciec i matka. Przez wiele lat próbowano wyleczyć go z choroby, której nie miał!
Chłopiec miał ataki padaczki raz na cztery dni. Z wiekiem ich częstotliwość się nasilała. 16-latek codziennie przyjmował lek Depakote, który działał anty-padaczkowo. Jednak na nic się zdawał, gdy nie był przyjmowany z innymi specyfikami.
Funkcjonariusze podejrzewają, że Travolta wraz z żoną ukrywali przed pozostałymi członkami sekty stan zdrowia ich dziecka. Zarówno autyzm, jak i padaczka są uważane przez Kościół Scjentologiczny za "nieczysty stan duszy". Najprawdopodobniej gwiazdor nigdy nie mógłby wstąpić do ugrupowania, gdyby wyjawił, na co chorował Jett.