Konflikt, jaki wywiązał się między Dorotą Rabczewską a jej byłym narzeczonym, ma szansę przejść do historii polskiego show biznesu jako jedno z najbardziej tragikomicznych rozstań celebrytów. Zwaśniony duet kłócił się już (i większości przypadków procesował) o pierścionek zaręczynowy, porysowanie samochodu i kradzież szafy. Niestety pojawiły się też znacznie poważniejsze zarzuty.
Z początku Doda sama podchodziła do sprawy ze sporym dystansem. Zaprosiła nawet media do sądu, aby mogły pooglądać rzekomo kompromitujące byłego partnera zdjęcia.
Przekazał zdjęcie, na którym widać, że ktoś penetruje go analnie wibratorem. Z wielkim żalem nie umiem powiedzieć, kto to robi ani tym bardziej co to za zdjęcia. Zapraszam media do sądu. Przekonamy się wspólnie - jeszcze niedawno pisała Doda na swoim Instagramie.
Jej nastawienie zmieniło się jednak diametralnie po publikacji artykułu Łukasza Pawelskiego - dziennikarza Życia Stolicy, który w swoim tekście ujawnił powiązania towarzyskie pomiędzy prokurator występującą przeciwko Dodzie, policjantem prowadzącym sprawę oraz mecenasem Emila.
Jak podaje Super Express, zdaniem Komendy Stołecznej Policji "nie doszło w tym przypadku do konfliktu interesów. Nie ma w tym przypadku także mowy o naruszeniu zasad etyki zawodowej".
Na szczęście wygląda na to, że piosenkarka nie zatraciła jeszcze ducha walki i nie ma najmniejszego zamiaru poddać się w sądzie.
Bardzo cieszę się na proces, ponieważ sąd nie jest, mam nadzieję, powiązany z tą kliką i spojrzy na to obiektywnym okiem. Pani prokurator z premedytacją wysyłała półtora roku (!!!) do sądu swoje podsumowanie. Gdyby zrobiła to od razu, bylibyśmy już po wszystkim, ale najwidoczniej komuś jest na rękę męczenie mnie tyle czasu - wyznała artystka w rozmowie z Super Expressem.
Wierzycie, że uda jej się szybko zakończyć tę sprawę?