O kryzysie w małżeństwie Joanny Liszowskiej i szwedzkiego milionera plotkuje się od co najmniej dwóch lat. Podobno zaszkodziły im kwestie logistyczne. Liszowska nie odnalazła się w Szwecji i nie chciała wychowywać tam dzieci. Kiedy zapisała córki do polskiego przedszkola, stało się jasne, że przyszłość swoją i ich wiąże z Polską, a nie z rodzinnym krajem męża, co z kolei jemu nie bardzo przypadło do gustu.
W tej sytuacji spotkanie w sądzie wydawało się tylko kwestią czasu i, jak ujawnił kilka dni temu pracownik warszawskiego Sądu Okręgowego, już do niego doszło.
Chociaż jednak odbyło się kilka rozpraw, wyrok nadal nie zapadł, a nowy termin nie został wyznaczony.
Co mogło pójść nie tak? Jak można się domyślać, małżonkowie mogą mieć kłopot z dogadaniem się w kwestii opieki nad córkami. To chyba jedyna sporna kwestie, bo jeśli chodzi o finanse, reguluje je podpisana przed ślubem intercyza.
Jak twierdzi Super Express, na jej mocy Ola Serneke zachowa swój szacowany na 19 milionów euro majątek, a Joanna otrzyma jednorazową odprawę "za straty moralne”.
Oczywiście, milioner zadba o dzieci.
Córki otrzymają alimenty i mają założony fundusz powierniczy, którym będzie zarządzać Joanna - pisze tabloid. Ale niestety, po rozwodzie, Joanna pewnie będzie musiała pożegnać się z większością luksusów. Jej mąż jest jednym z najbogatszych biznesmenów w Szwecji. Jego majątek może przejść aktorce koło nosa. Straci miliony na rozwodzie.
To trochę dziwnie brzmi biorąc pod uwagę, że trudno stracić coś, czego się nigdy nie miało. Majątek męża nigdy nie należał do Liszowskiej, chociaż kiedy jeszcze się kochali, mogła liczyć na kosztowne prezenty, głównie w postaci luksusowych samochodów.