Batalia pomiędzy Weroniką Rosati a Robertem Śmigielskim od kilku miesięcy jest jednym z najgorętszych tematów w polskich mediach. Gwiazda rozstała się z partnerem zaraz po urodzeniu córki Elizabeth i to już dało początek rozmaitym domysłom, ale prawdziwy skandal wybuchł, gdy w jednym z wywiadów aktorka opowiedziała o powodach zakończenia związku.
Rosati twierdzi, że znany ortopeda stosował wobec niej "przemoc psychiczną, fizyczną i ekonomiczną". Były partner miał też obrzucać ją wyzwiskami i zastraszać, że zniszczy jej reputację.
Śmigielski wszystkiemu zaprzecza. W pewnym momencie show biznes podzielił się na dwa obozy - część gwiazd i celebrytów więło w obronę znanego lekarza, inni stanęli murem za Weroniką.
W końcu sprawy zaszły na tyle daleko, że Rosati wyprowadziła się z córką do Los Angeles i wystąpiła o sądowy zakaz zbliżania się Roberta do niej i dziecka. Jednocześnie domaga się od niego wysokich alimentów, argumentując, że warunki życiowe Elizabeth nie mogą ulec pogorszeniu. W międzyczasie Weronika zmieniła też córce nazwisko.
Przypomnijmy: Weronika Rosati tłumaczy zmianę nazwiska Elizabeth: "Zostałam zastraszona i sterroryzowana, aby zmienić nazwisko na to ojca!"
Aktualnie Weronika i Robert spotykają się jedynie w sądzie. Na ostatniej rozprawie doszło między nimi do ostrej wymiany zdań.
We wtorek zwaśnieni rodzice małej Elizabeth ponownie stawili się w sądzie rejonowym w Warszawie. Aktorka ubrana była w czarną sukienkę i płaszcz, do którego dobrała torebkę Gucci za 6,5 tysiąca złotych i buty Diora za 3,5 tysiąca. Na twarzy ortopedy malował się lekki uśmiech. Z kolei Weronika skryła oczy za okularami i próbowała nie okazywać emocji.
Rozprawa odbyła się za zamkniętymi drzwiami i trwała aż cztery godziny. Myślicie, że udało im się dojść do porozumienia?