Wygląda na to, że Maja Sablewska uczciwie zapracowała sobie na swoje BMW Z4 na czerwonych felgach. W tym roku przed sylwestrem wygrała grę nerwów i wynegocjowała dla Dody maksymalną stawkę za koncert. To absolutny szczyt możliwości polskich telewizji, w roku kończącym wieloletnią hossę. Udało nam się dowiedzieć, jak wyglądały kulisy tych rozmów. Nasz informator brał w nich udział po jednej ze stron i bardzo chwali Majkę. Jego zdaniem nie mogła wycisnąć ani złotówki więcej.
Na początku Polsat bardzo chciał mieć u siebie w Warszawie Dodę. Ostatecznie zaproponowano jej 160 tysięcy złotych, lecz trochę spoźniono się z ofertą. W dniu zaproponowania ostatecznej sumy Maja nie odpowiedziała. Następnego dnia poinformowała, że Dwójka złożyła już korzystniejszą ofertę i zgodziła się zapłacić o 40 tysięcy więcej.
Maja wynegocjowała najwyższą możliwą cenę za występ - podsumowuje nasze źródło. _**Polsat nie był w stanie tego przebić.**_
Jak sądzicie, czy gdyby ludzie z TVP wiedzieli, że Polsat zaproponował "tylko" 160 tysięcy, dorzuciliby aż 40 tysi z abonamentu? Oczywiście że nie. Dorzuciliby, 10, może 20. Ciekawe więc, co powiedziała im Maja - o ile "podkoloryzowała". To się nazywa zmysł do interesów. Ściemniać trzeba umieć.
Także jeśli będziesz kiedyś na spotkaniu biznesowym z Mają i spodoba ci się jej samochód, zanim pochwalisz, przypomnij sobie, że to ty za niego zapłaciłeś. Albo zaraz to zrobisz.