Joanna Scheuring-Wielgus, chociaż pochodzi z Torunia i z tamtejszego okręgu dostała się cztery lata temu do Sejmu, tym razem startowała do Parlamentu Europejskiego z warszawskiej listy partii Wiosna. Dostała prestiżowe drugie miejsce, tuż za liderem partii, a przed profesor Moniką Płatek, cenioną prawniczką z Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak wiadomo, wyborcze szanse Scheuring-Wielgus pogrążyła ujawniona na tydzień przed wyborami wiadomość o tym, że dwa lata wcześniej oddała do schroniska dwa psy, które wcześniej adoptowała, obiecując im dom. Posłanka tłumaczyła swoją decyzje względami zdrowotnymi, a konkretnie tym, że po przeprowadzce z domu pod miastem do mieszkania w centrum Torunia nasiliły się jej objawy alergii, która wcześniej, gdy psy przez większą część dnia bawiły się w ogrodzie, nie była aż tak uciążliwa.
Wyborcy może by i przyjęli jej argument, gdyby tak często nie podkreślała, że mogła przecież przywiązać psy do drzewa albo zostawić na autostradzie. Sam fakt, że w ogóle przyszło jej to do głowy, wywołał niepokój, który prawdopodobnie przełożył się na wyniki głosowania.
Jak ujawniła Państwowa Komisja Wyborcza, na Scheuring-Wielgus oddano 10 944 głosy. Nawet nie ma co porównywać do rekordzistki w skali kraju, Beaty Szydło, na którą zagłosowało 525 811 osób...
Po tym, co zrobiła, wyborcy stracili do niej zaufanie - komentuje porażkę Joanny politolog profesor Kazimierz Klik w rozmowie z Super Expressem.
Posłankę z łatwością wyprzedziła startująca z trzeciego miejsca profesor Monika Płatek, uzyskując 3,5 tysiąca głosów więcej. Jako druga najbardziej popularna po Biedroniu kandydatka Wiosny w okręgu warszawskim to właśnie Płatek ma szansę przejąć mandat do Parlamentu Europejskiego, którego Robert jeszcze przed wyborami obiecał się zrzec.