Skandal wokół Jarosława Bieniuka poruszył całą Polskę. Były piłkarz i długoletni partner Anny Przybylskiej został oskarżony o gwałt. Rzekoma ofiara, Sylwia Sz., jest modelką z Trójmiasta i prywatnie zna się z Bieniukiem od kilku lat.
Twierdzi, że idąc z nim do hotelu w nocy z 12 na 13 kwietnia nie podejrzewała, że samotny ojciec trójki dzieci może zrobić jej krzywdę. Tymczasem - według jej zeznań - Jarosław związał ją i brutalnie wykorzystał. Kobieta podejrzewa, że została też odurzona.
Ponad miesiąc od wybuchu afery znany jest już raport toksykologiczny z badań krwi rzekomej ofiary. Jak podaje serwis wyborcza.pl, biegli ustalili, że 29-latka zażyła kokainę. W jej krwi nie wykryto natomiast żadnych substancji, które wchodzą w skład tzw. pigułki gwałtu, choć modelka sugerowała, że Bieniuk mógł jej dorzucić narkotyk do drunka. Jarosław bronił się, że podał koleżance jedynie magnez, gdy "gorzej się poczuła".
Moim zdaniem Jarosław coś mi dosypał do drinka. Mama do mnie zadzwoniła, że on opowiada w mediach, że dał mi magnez na uspokojenie. Zobaczymy, czy to był magnez, wyniki toksykologii to pokażą. Ja wiem, że nie - zarzekała się Sylwia Sz. w rozmowie z WP Kobieta.
Wynik raportu nie przesądza jednoznacznie o tym, że Sylwia Sz. nie została odurzona.
(...) leki zawarte w pigułkach gwałtu są bardzo trudne do wykrycia, bo ulegają przemianom w organizmie w bardzo krótkim czasie. Flunitrazepam, jeden ze składników, wykrywa się we krwi do 24 godzin po podaniu, a bardziej popularny, GHB - zaledwie do ośmiu godzin. W moczu ślady GHB daje się odnaleźć jeszcze cztery godziny później - czytamy na stronie wyborcza.pl.
Aktualnie śledczy czekają na wyniki badań krwi Bieniuka.
Zobacz też: Jarosław Bieniuk w "DDTVN": "Przeżywam ciężkie chwile, staram się pozbierać. TO KOSZMAR"