Michał Wiśniewski, jak sam przyznał w jednym z wywiadów, przehulał w swoim życiu lekko licząc 35 milionów złotych. Biorąc pod uwagę, że był to wywiad sprzed kilku lat, ta suma mogła jeszcze wzrosnąć.
W najtłustszych latach kariery przez palce Michała przeciekały gigantyczne pieniądze. Sylwester Latkowski pokazał zresztą jego hulaszczy tryb życia w filmie Gwiazdor, a TVN zapłacił milion dolarów za możliwość podglądania życia Wiśniewskich przez 24 godziny na dobę.
Muzyk kupował wtedy dosłownie wszystko: dom pod Warszawą, dwa mieszkania w apartamentowcu na Łuckiej i jedno na tajskiej wyspie Phuket, wiele luksusowych samochodów, motocykli i samolotów, nie wspominając już o fortunie przegranej w pokera.
Problemy finansowe nasiliły się w 2001 roku. Jak z perspektywy czasu wyznał Michał, zaczęło się od zgubienia faktury opiewającej na prawie dwa miliony złotych. Piosenkarz twierdzi, że próbował załatwić wszystko zgodnie z przepisami i złożył korektę PIT-u. W odpowiedzi skarbówka naliczyła mu 700 tysięcy podatku plus zaległą należność za otrzymaną darowiznę, z której "zapomniał" się rozliczyć. Banki zaczęły wypowiadać mu kredyty i karty kredytowe, posiadłości zajął komornik, zgłaszało się coraz więcej wierzycieli.
Ostatecznie Michał zdecydował się skorzystać z uproszczonej przepisami z 2015 roku procedury ogłoszenia upadłości konsumenckiej.
To trochę uspokoiło sytuację, jednak trudno mówić o stabilizacji.
Różne firmy i osoby prywatne informują o tym, że Michał ma wobec nich nieuregulowane należności - ujawnia w Fakcie znajomy muzyka. Każde zgłoszenie po sprawdzeniu przez sąd trafia do syndyka, który je akceptuje bądź odrzuca.
Pełnomocniczka Michała wyjaśnia, że niektóre z tych roszczeń są zwykłymi próbami wyłudzenia pieniędzy.
Trzeba odróżnić zasadne zgłoszenia wierzycieli od prób włączenia się do postępowania różnymi sposobami - komentuje Anna Bufnal.