Odkąd pięć lat temu Olaf Lubaszenko przyznał się do depresji na łamach Newsweeka, coraz więcej celebrytów ujawnia, że też na nią cierpi.
W końcu do depresji przyznało się tyle osób, że powstały podejrzenia, że część z nich depresją nazywa każdy rodzaj przygnębienia, co jest trochę nie w porządku wobec tych, którzy rzeczywiście zmagają się z tą zagrażającą życiu chorobą.
Julia Wieniawa ujawniła niedawno, żedostaje depresji od zjedzenia pizzy. Beata Pawlikowska wydała poradnik, w którym, wbrew błaganiom lekarzy, żeby nie mąciła ludziom w głowach, przekonywała, że najlepszym sposobem na zwalczenie depresji jest odstawienie leków, przerwanie psychoterapii i "nadpisanie błędnych danych nowymi".
Zobacz: Pawlikowska radzi, jak wyjść z depresji. "To niebezpieczne dla zdrowia i życia chorych bzdury!"
W międzyczasie do depresji przyznali się jeszcze: Bilguun Ariunbaatar i Jarosław Kret, a ostatnio także Małgorzata Potocka.
To był ciężki okres - wspomina była żona Grzegorza Ciechowskiego w rozmowie z tygodnikiem Na żywo. Zdarzało się, że całe dnie leżałam w łożku. Najgorsze, co mogłam wtedy usłyszeć to "Weź się w garść". A człowiek nie ma ochoty na najmniejszą czynność. Na szczęście uporałam się z tym. Choć nie ukrywam, że i teraz zdarzają się gorsze chwile, momenty załamania. Kuzynka mi mówi, że za bardzo żyję przeszłością.
Na szczęście w przeciwieństwie do innych celebrytów nie planuje wydawać poradnika. Ma za to inny pomysł.
Nie jestem terapeutką, ale staram się pomagać jak tylko mogę - ujawnia. Przede wszystkim rozmawiając z ludźmi, słuchając ich. A wiem, że wielu osobom to się przydało. W przyszłości chciałabym utworzyć klinikę leczenia depresji.
_
_