Kilka dni temu poruszyliśmy kolejny z tematów tabu w polskim show-biznesie - zarobki artystów na występach podczas Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Maile, które dostaliśmy z całej Polski nie pozostawiają złudzeń - prawie nikt nie gra tych koncertów z dobrego serca. A myśleliśmy, że przynajmniej połowa występuje za pokrycie kosztów i nocleg. Cóż, jesteśmy naiwni. Nigdy nie należy nie doceniać ludzkiej pazerności.
Prawie wszyscy artyści duszą kasę od organizatorów, nieraz nawet większą niż podczas zwykłych koncertów. Szkoda, wolelibyśmy myśleć, że wrzucając pieniądze do puszki pomagamy tylko potrzebującym dzieciom, a nie dokładamy się do milionowych zarobków jakiegoś "Kopytka".
W zeszłym roku zabłysnął między innymi właśnie Piotr Kupicha. Za koncert w Nysie zażądał 13 tysięcy złotych. To mniej niż normalna stawka, ale jednak sporo pieniędzy. (Ile zbiera w ciągu doby jeden wolontariusz?)
Ludzie z Feela stwierdzili z rozbrajającą szczerością, że muszą dostać kasę, bo "nie grają koncertów charytatywnych". Jesteśmy w takim razie pod wrażeniem, że zdobyli się na taką "dobroczynną ulgę".
Inny przykład: w Gdańsku Ivan zgarnął 10 tysięcy za występ z pół-playbacku. Szczerze wątpimy, żeby normalnie aż tyle zarabiał. Wracał więc do domu bogatszy i uśmiechnięty. No i z dobrym uczynkiem na koncie... W tym roku Artur Gadowski z zespołem Ira zagra w Kutnie za 9 tysięcy złotych. Poza tym zażyczyli sobie też zakwaterowania w drogim hotelu. Co ciekawe, podobno odmówili występów w innych miastach, bo nie mogły zaoferować im podobnych pieniędzy.
Zepsuła się atmosfera wokół WOŚP (również z uwagi na burdy na linii Owsiak-TVP). Współczujemy temu facetowi, że musi się co roku użerać z pazernymi artystami.