Czasy, gdy Marinę Łuczenko-Szczęsną można było określić mianem piosenkarki, na razie chyba minęły. Kilka lat temu żona piłkarza przeszła poważne schorzenie strun głosowych, które na dłuższy czas wyeliminowało ją z show-biznesu. Przez ten czas Wojtek ciągle ją rozpieszczał, aż przyzwykła do luksusowego życia.
Mimo to zdobyła się na wysiłek i jesienią 2017 roku wydała płytę On My Way, nagraną za namową męża, który z czasem zaczął tęsknić za pełną pasji niezależną dziewczyną, w której zakochał się przed laty.
Marina zapewnia, że dowiodła tej niezależności, osobiście finansując nagranie płyty z pieniędzy zarobionych "w licznych kontraktach sponsorskich i reklamowych".
Ku rozpaczy producentów, nie dała się jednak namówić na trasę koncertową i wróciła do swojego dotychczasowego życia polegającego na kupowaniu drogich ciuchów i torebek oraz egzotycznych podróży. Zresztą była już wtedy w ciąży, więc tym bardziej nie chciała się forsować.
Od tamtej pory co jakiś czas wspomina o nowej płycie, ale wydaje się, że na razie znacznie bardziej pociąga ją kariera ikony mody.
W jednym z ostatnich artykułów Fakt podał, że Marina chciałaby stworzyć lalkę na swoje podobieństwo i że prowadzi w tym temacie rozmowy z jedną ze znanych firm, a pomysł miał rzekomo wyjść od jej męża, Wojtka.
Pełnomocnik celebrytki informuje jednak, że jest to nieprawda.
Ani moja Mocodawczyni, ani też nikt z jej managementu nie prowadził żadnych rozmów z jakimkolwiek podmiotem w celu stworzenia lalki będącej podobizną mojej Mocodawczyni. Nie jest też prawdą, że moja Mocodawczyni zamierza lub zamierzała produkt taki stworzyć oraz nie jest w konsekwencji prawdą, że pomysł taki podsynął mojej Mocodawczyni jej mąż (...) - czytamy w piśmie przesłanym do Pudelka.
_
_