Martyna Wojeciechowska wróciła wczoraj z miesięcznej wyprawy na Antarktydę. Na lotnisku powitali ją jej partner Jerzy Błaszczyk i najlepsza przyjaciółka Anita Werner. Przez ostatnie dni dziennikarka walczyła z żywiołem, który odciął jej możliwość powrotu, a nawet kontaktu ze światem. Rodzina i przyjaciele odetchnęli z ulgą, gdy znalazła się na warszawskim lotnisku.
Na początku grudnia Wojciechowska wyruszyła na wyprawę, której celem było zdobycie szczytu zwanego Masywem Vinsona. Problemy zaczęły się dopiero po dotarciu na wyznaczone miejsce. Martynę uwięziła tuż przed samym szczytem burza śnieżna. Przez kilka dni była odcięta od świata. Powoli kończyły się zapasy jedzenia, a wiatr uniemożliwiał powiadomienie bazy o zagrożeniu.
Po szczęśliwym powrocie do domu Martyna zapowiedziała, że teraz zamierza w pełni poświęcić się wychowywaniu swojej 9-miesięcznej córeczki. Czyżby zimne dni na lodowcu zmieniły jej priorytety? Czy za kilka miesięcy Wojciechowska znów zaryzykuje osierocenie dziecka dla dreszczyku emocji?
Naszym zdaniem alpiniści i tego typu ryzykanci powinni ryzykować życiem tylko na własną odpowiedzialność, a nie niemowląt. Małe dziecko zobowiązuje jednak do lekkiej zmiany priorytetów. Można przecież się realizować i podróżować w bezpieczniejszy sposób.