Alicja Bachleda-Curuś część tegorocznych wakacji zamierza spędzić, jak zwykle, w Polsce. Będzie jej oczywiście towarzyszył syn, Henry Tadeusz.
Aktorka podobno już zapowiedziała tacie chłopca, że jeśli chce go zabrać tego lata na wspólny urlop, to będzie musiał pofatygować się do Polski, bo ona już nie ma ochoty zmieniać swoich planów tylko po to, by przywieźć mu syna na każde kiwnięcie palcem.
Dotychczas to ona dopasowywała się do Colina, ale już ma tego dosyć - potwierdza znajomy Alicji w rozmowie z tygodnikiem Rewia. Chciałaby, żeby ojciec dziecka był jej partnerem w wychowywaniu.
Niestety, obecnie tylko na taki rodzaj partnerstwa może liczyć, a i to, jak się okazuje, nie zawsze. Ich miłość, która rozpoczęła się na planie filmu Neila Jordana Ondine, co szczegółowo opisała ówczesna narzeczona aktora w autobiograficznej książce, wypaliła się krótko po narodzinach wspólnego syna.
Potem przez życie Alicji przewinęło się jeszcze kilku mężczyzn, jednak żaden z tych związków nie przetrwał. Najbliższa decyzji o wspólnym zamieszkaniu była za czasów Marcina Gortata, ale ostatecznie i ta miłość rozeszła się po kościach.
Jak ujawniają znajomi aktorki, obserwując otaczające ją zakochane pary, miewa wrażenie, że jednak coś ją w życiu omija... Niedawno gościła w swoim domu w Los Angeles kuzyna, Andrzeja Bachledę-Curusia, jego żonę Bernadettę i ich troje dzieci.
Patrzyła na nich z podziwem - ujawnia informator tabloidu. Są razem od 13 lat, ale widać, jak gorące łączy ich uczucie. Darzą się miłością, a także doskonale rozumieją.