Od kilku tygodni wszyscy z radością obserwują przemianę Amy Winehouse. Znajdująca się już na samym dnie piosenkarka odzyskała formę podczas wakacji na Karaibach. Gwiazda wyraźnie przytyła, nabrała kolorów, zniknął rozmazany makijaż i upiorny wielki kok. Pomimo tego wiele osób twierdzi, że Winehouse wcale nie zdrowieje. Wręcz przeciwnie - pobyt na wyspach traktuje jako jedną wielką imprezę.
W mediach wszyscy zachwycają się jej powrotem do zdrowia. Podczas gdy my codziennie widujemy ją, jak pijana krąży po hotelu – zapewniał dziennikarzy jeden z gości. Nachodzi pracowników obsługi i co chwila każe zrobić kolejnego drinka. Ponieważ płaci krocie za pobyt, muszą spełniać jej zachcianki.
Winehouse wcale nie zrezygnowała z obu swoich nałogów. Bez najmniejszego skrępowania publicznie zażywa narkotyki. Oczywiście twierdzi, że jest już czysta, bo przecież marihuana to nie narkotyk.
W południe wszyscy zazwyczaj uczęszczają na zajęcia jogi – kontynuuje oburzony zachowaniem gwiazdy gość hotelu. W tym czasie Amy leży nad basenem i pali marihuanę. Wszędzie unosi się ten mdły zapach. Kiedy jest upalona, nigdy nie wiadomo, jak się zachowa. Czasem podchodzi do ludzi, rozmawia z nimi i robi sobie z nimi zdjęcia. Innym razem jest agresywna. Zdarza się nawet, że kradnie nam drinki. Podbiega do stolika, łapie szklankę i ucieka ze swoją zdobyczą jak wiewiórka.
Jeśli Winehouse ma siłę „uciekać jak wiewiórka”, to zapewne stan jej zdrowia się poprawił. Chyba, że tyle siły ma tylko na zapewnianie sobie alkoholu i narkotyków. Czyli wszystko bez zmian…