Olga Bończyk zasłynęła ostatnio awanturą z córką Zbigniewa Wodeckiego, która, zdaniem aktorki, nie uszanowała należnego Oldze miejsca wśród duchowych spadkobierców zmarłego dwa lata temu artysty.
Bończyk przy każdej okazji chwali się bliską przyjaźnią, która, jak podkreśla, łączyła ją z Wodeckim i nie ukrywa, że chce, by wszyscy to docenili, a nawet traktowali ją, jako kontynuatorkę jego drogi artystycznej i strażniczkę spuścizny po nim.
Córka Wodeckiego, która spuścizną woli zająć się osobiście, nie ukrywa, że nie ma zamiaru spełniać marzeń Olgi i na dowód swojej niezłomnej postawy nie zaprosiła jej na koncert poświęcony pamięci zmarłego artysty.
W rewanżu Olga zaśpiewała na festiwalu w Opolu piosenkę Więcej niż kochanek, dedykując ją Zbyszkowi i snując dwuznaczne, a zdaniem niektórych, nietaktowne aluzje na temat łączących ich relacji.
Na tym nie koniec duchowej podróży Olgi Bończyk. Ostatnio doszła do wniosku, że jej głos uzdrawia i postanowiła podzielić się tym spostrzeżeniem z czytelnikami Faktu.
Często jestem proszona o piosenkę "Jej portret". Zaśpiewałam to pierwszy raz prawie 20 lat temu na planie serialu "Na dobre i na złe" i ludziom zapadło to w pamięć. - wspomina w tabloidzie. Na ludzi ukochana piosenka działa jak najlepsza terapia, więc jeśli mogę w ten sposób być taką terapeutką, która przynosi innym ulgę muzyką, jakbym mogła tego odmawiać? Lubię muzyką przynosić szczęście czy spokój. Żadna piosenka, którą śpiewam, nie może mi się więc znudzić, bo mam świadomość, że jest ważna dla innych.
_
_