Odkąd Brad Pitt związał się z Angeliną Jolie znamy go głownie jako idealnego ojca i męża. Jednak aktor nie zawsze był takim grzecznym chłopcem. Wydawać by się mogło, że odpowiedzialny opiekun szóstki dzieci nie ma nic na sumieniu. Nic bardziej mylnego. Zanim gwiazdor przeistoczył się w idealnego mężczyznę, było z niego niezłe ziółko. I to dosłownie. Pitt był uzależniony od marihuany. Jak twierdzi, nie był w stanie przeżyć dnia bez wypalenia chociaż jednego skręta.
Rozkwit kariery Pitta nastąpił w roku 1995 roku i Brad nieustannie pojawiał się w telewizji oraz na ekranie filmowym. Jego romans z Gwyneth Paltrow był czujnie obserwowany przez brukowce, a paparazzi nie odstępowali go nawet na moment. Gwiazdor zupełnie nie radził sobie ze sławą i szybko sięgnął po alkohol oraz narkotyki. Jedynym sposobem na nie myślenie o presji była marihuana.
Nie potrafiłem wyjść z domu, jeśli nie miałem w kieszeni jointa. Musiałem mieć pewność, że mam go przy sobie – wyznał niedawno Brad. Przed każdą sceną paliłem skręta. Wszyscy oczekiwali, że będę doskonały. Nie byłem w stanie znieść takiego ciśnienia.
Historia niestety lubi się powtarzać. Ostatnie role Pitta zdobywają świetne recenzje, a jego związek z Jolie jest, delikatnie mówiąc, medialny. Jak teraz aktor radzi sobie z presją?