Minęło 5 miesięcy odkąd Stan Borys trafił do szpitala z silnymi bólami głowy. Mogłoby się skończyć znacznie gorzej gdyby nie stanowcza interwencja jego przyjaciół, którzy siłą wepchnęli go do karetki. Jak wspominała potem partnerka muzyka. Anna Maleady, jeszcze w drodze do szpitala rozważał, czy w ogóle jest sens zawracać głowę lekarzom.
Zdiagnozowany u Borysa udar dla wszystkich był zaskoczeniem. 77-letni muzyk był bowiem w świetnej formie: biegał, grał w tenisa, przestrzegał diety i unikał używek. Przyczyny złego samopoczucia upatrywał początkowo w zatruciu smogiem. Niestety, okazało się, że jest dużo gorzej.
Udar spowodował niemal całkowity paraliż lewej strony ciała i utratę czucia w ręce. Obecnie muzyk przechodzi rehabilitacje, dzięki której zaczął odzyskiwać władzę w kończynach. To oczywiście dopiero początek długiej drogi. Początkowo Anna Maleady wspominała o szesnastu tygodniach, jednak obecnie wydaje się, że to może być za krótko.
To już prawie pół roku, od kiedy jestem między szpitalem a ośrodkami rehabilitacyjnymi - wspomina muzyk w rozmowie z Super Expressem. Bywają dobre i słabsze dni. Ta choroba wymaga czasu i cierpliwości. Odważę się powiedzieć, że minął już najgorszy okres, a najtrudniejsza była niemoc. Lekarze kazali mi odrzucić wszelkie pomoce i wprowadzają rehabilitację, uczącą mnie ruchu kończyn, które były niewładne. Radość jest w tym, że niektóre ćwiczenia mogę wykonywać samodzielnie.
Niestety, nikt nie jest w stanie na chwilę obecną przewidzieć, czy możliwy będzie powrót Stana do śpiewania. Na razie nie ma o tym mowy, ale muzyk nie traci nadziei.
Mój głos jeszcze śpi - wyznaje w tabloidzie. Na szczęście nie straciłem mowy ani pamięci. Powtarzam wiersze i piosenki. Mam nadzieję i wiarę w to, że dojdę też do głosu śpiewanego. Żyję pozytywnymi myślami. Lekarze jeszcze nie chcą wypowiadać się z tym temacie.
_
_