Krystyna Janda nie ukrywa specjalnie tego, że nie po drodze jej z "dobrą zmianą". Zresztą z wzajemnością. Politycy Prawa i Sprawiedliwości, rozczarowani tym, że chociaż okazali jej hojność podczas poprzedniej kadencji, nie odpłaciła się wdzięcznością, drastycznie obcięli jej dotacje. Arkadiusz Czartoryski, zwolennik teorii, że "z gwałtów rodzą się dobrzy Polacy" wyjaśnił jej zresztą, że to za karę.
Janda jest bardzo aktywna w mediach społecznościowych, gdzie dzieli się swoimi opiniami na temat sytuacji w Polsce. Niestety, nie zawsze chce jej się sprawdzić wiarygodność zamieszczanych materiałów.
Ostatnio na swoim profilu na Facebooku zamieściła fotomontaż sprzed półtora roku, ukazujący ministra Adama Andruszkiewicza w koszulce w orłem w towarzystwie trenera ubranego w tiszert ze swastyką na torsie. "Oto nas minister cyfryzacji" - napisała pod zdjęciem. Niestety, jakoś umknęło jej uwadze, że już w lutym 2018 roku wiadomo było, że to fałszywka.
Zresztą, żeby skompromitować ministra Andruszkiewicza, nie musiała uciekać się do aż takich metod, wystarczyło wspomnieć o pobranych przez niego 90 tysiącach złotych z kieszeni podatników na kilometrówki do nieistniejącego samochodu. Tabloidom udało się ustalić, że polityk nie posiada nawet prawa jazdy.
No ale mleko się rozlało, co natychmiast wytknęła Krysi jej imienniczka, posłanka Krystyna Pawłowicz. Jak przy okazji ujawniła, znają się od dzieciństwa, ale niestety ich przedszkolna przyjaźń nie przetrwała próby czasu. Z pewnością nie pomógł też nietaktowny komentarz Jandy sprzed trzech lat na temat wieku i fizjologii Pawłowicz.
Posłanka zresztą postanowiła sięgnąć po podobny argument i również wypomnieć aktorce wiek.
Panią Krystynę JANDĘ znam od przedszkola w Ursusie.. Zapamiętałam ją z tego, że często wymiotowała ... W swej starości znowu "rzyga”... - napisała na Twitterze.
Przyganiał kocioł garnkowi?