W zeszły piątek Kamil Durczok został zatrzymany przez policję za spowodowanie wypadku na autostradzie A1. Miał 2,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. W poniedziałek sąd odrzucił wniosek prokuratury o tymczasowym zatrzymaniu dziennikarza. Durczok opuścił areszt za poręczeniem majątkowym w wysokości 15 tysięcy złotych, został objęty dozorem policyjnym i zakazem opuszczania kraju. Dziś prokuratura złoży do sądu w Piotrkowie Trybunalskim zażalenie na decyzję o niezastosowaniu aresztu wobec dziennikarza.
Przed feralnym południem 51-latek miał przez kilka dni imprezować nad morzem. Świadkowie twierdzą, że dziennikarz wychodząc z auta po kolizji "ledwo trzymał się na nogach". W komentarzu udzielonym mediom po posiedzeniu aresztowym Durczok przeprosił "wszystkich, którzy w niego wierzyli i mu ufali".
W samochodzie nietrzeźwego kierowcy znajdował się jego ukochany owczarek niemiecki Dymitr, który po wypadku został umieszczony w schronisku, a finalnie został odebrany przez znajomego Durczoka. Wiele wskazuje na to, że w aucie mógł znajdować się ktoś jeszcze, ponieważ w momencie wypadku wystrzeliła poduszka powietrzna na miejscu pasażera. Prokuratura zapowiedziała zweryfikowanie tego wątku w sprawie.
Durczok tymczasem postanowił nieco ochłonąć od medialnych doniesień i złożył wizytę swojej matce. Na spotkanie został przywieziony niebieskim Volvo, a po wyjściu z samochodu czule przywitał się ze swoim psem, którego najwyraźniej zostawił pod opieką mamy.
Myślicie, że doszedł już po siebie po pobycie w areszcie?