Błyskotliwa kariera Bartłomieja Misiewicza została przerwana przez styczniowe aresztowanie. Na początku tego roku CBA zatrzymało go za przekroczenie uprawnień, działanie na szkodę Polskiej Grupy Zbrojeniowej oraz przyjęcie korzyści majątkowych w wysokości 90 tysięcy złotych. Po sześciu długich miesiącach były rzecznik MON wyszedł z aresztu za kaucją w wysokości 100 tysięcy złotych. Wikt serwowany w areszcie pozwolił mu zrzucić kilkanaście kilogramów, a skutkami ubocznymi diety zachwyciła się nawet "polska Angelina".
"Misiek" po opuszczeniu aresztu postanowił w nieco inny niż kiedyś sposób podreperować swój budżet. Zażądał od Patryka Vegi miliona złotych za sportretowanie go w produkcji Polityka. W filmowych wątkach młodego karierowicza, prowadzącego życie przepełnione narkotykami i seksem, Misiek najwyraźniej odnalazł siebie. W jednym z wywiadów stwierdził nawet, że opublikowane przez Vegę fragmenty Polityki są absurdalne i skandaliczne.
Patryk jednak nie przestraszył się groźnie brzmiącej sumy i stwierdził, ze więcej pieniędzy wydaje na biżuterię. Misiewicz i tym razem nie odpuścił i zagroził reżyserowi sprawą karną.
Czerwcowe opuszczenie aresztu nie spodobało się śledczym prokuratury w Tarnowie, którzy chcieli, by były podopieczny Antoniego Macierewicza wrócił za kratki. Obawiali się matactwa z jego strony, jednak jak podaje Super Express, Sąd Apelacyjny negatywnie rozpatrzył skargę. "Misiek" będzie mógł spokojnie skupić się na zablokowaniu dystrybucji filmu Vegi.