Nickowi Cannonowi spodobało się chyba bycie pod pantoflem kapryśnej żony, Mariah Carey. Ponieważ żyje na jej koszt i nawet specjalnie się tego nie wstydzi, amerykańskie media ochrzciły go "panem Carey".
Tak naprawdę nie obchodzi mnie to, co ludzie o mnie mówią - skomentował to wyraźnie poirytowany Nick. Bardzo kocham moją żonę i to w sumie komplement, kiedy tak mnie nazywają. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Jeżeli macie ochotę, mówicie do mnie pan Carey.
Cannon ma też bardzo nabożny stosunek do Mariah i jej twórczości. Coś jak Agatka Rubik do Piotrka:
Być z taką osobą jak moja żona to błogosławieństwo. To niesamowite uczucie obcować z kimś, kto ma tak ogromny wpływ na świat i kto tak silnie oddziałuje na ludzi!