W drugiej połowie lipca Kamil Durczok prowadził samochód pod wpływem alkoholu i jadąc autostradą A1 uderzył w jeden z pachołków rozdzielających jezdnię. Dziennikarz miał 2,6 promila w wydychanym powietrzu. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że wychodząc z auta "ledwo trzymał się na nogach".
Durczoka zatrzymano w areszcie, a następnie zwolniono go za kaucją w wysokości 15 tysięcy złotych. Prokurator jednak nie chciał słyszeć o wypuszczeniu Kamila i wystąpił o ponowne umieszczenie dziennikarza w areszcie.
Decyzją sądu w Piotrkowie Trybunalskim Durczok pozostaje na wolności, jednak poręczenie majątkowe podniesiono z kwoty 15 tysięcy złotych do 100 tysięcy:
Sąd nie podzielił argumentów prokuratury, która uważa, że Kamil Durczok miałby swoim zachowaniem sprowadzać bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym. Podwyższył kwotę poręczenia majątkowego uznając, że jest to początek postępowania i zbierania materiałów dowodowych i kwota 100 tys. złotych będzie adekwatna. Wziął też pod uwagę, iż Kamil Durczok jest znaną i rozpoznawalną osobą. Kaucja w wysokości 100 tys. złotych musi być wpłacona do 26 sierpnia. Mój klient nadal ma zakaz opuszczania kraju i policyjny dozór - poinformował Wirtualną Polskę mecenas Łukasz Isenko, pełnomocnik Durczoka.
Wyrok w rozmowie z Pudelkiem skomentował drugi z adwokatów broniących Durczoka, Michał Zacharski.
Postanowienie sądu odwoławczego odpowiada naszemu poczuciu sprawiedliwości. Zgadzamy się z Sądem Okręgowym, że zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym nie znajduje podstaw dowodowych - powiedział.