Narobiliśmy niezłego bigosu przed 17. finałem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Okazało się, że zarobki artystów traktujących te coroczne koncerty charytatywne jako czas żniw od lat bulwersowały wiele osób, które nie chciały o tym mówić na głos. Lawina ruszyła. Dziś "charytatywni biznesmeni" mają nie lada problem. Trzeba się jakoś wytłumaczyć. Zarzekają się więc, że nic nigdy nie wzieli. Te kilkanaście/kilkadziesiąt tysięcy za dzień pracy to same "koszty przejazdu"...
Nie było żadnych negocjacji o cenę - tłumaczy się Twojemu Imperium menedżer grupy De Mono, który ponoć zażądał od organizatorów olsztyńskiego finału 22 tysięcy. Zwyczajowa stawka za występ grupy wynosi 35 tysięcy. Po rozliczeniu wszystkich kosztów dojazdu pozostałą kwotę przelejemy na konto Orkiestry. Sobie nie zostawimy złotówki.
Czy postąpiliby tak samo, gdyby sprawa nie ujrzała światła dziennego? Sam Owsiak z ironicznym uśmieszkiem na ustach zasugerował, że nie. Zobacz: "WSTYD IM! To straszny obciach!"
Nic na tym nie zarobiliśmy! - przysięga menedżer zespołu Bracia Marcin Szpitun. Zagraliśmy za zwrot kosztów podróży. Nie mogę zdradzić ile, ale nie więcej niż 10 tysięcy złotych.
Dlaczego nie możesz zdradzić ile?
Przysięgam, nie zarobiliśmy na Owsiaku ani złotówki - zapewnia z kolei Maciej Durczok, menedżer zespołów Łzy i Sumptuastic. Muzycy zagrali za zwrot kosztów czyli 20 tysięcy złotych.
AKTUALIZACJA!
Twoje Imperium skontaktowało się z naszą redakcją i poinformowało nas, że omyłkowo w tekście podano kwotę 20 tys. zł, choć chodziło o 2 tys. zł.