O Sandrze Kubickiej głośno jest ostatnio tylko z jednego powodu: przez aferę z psem Joanny Opozdy. Kubicka obiecała się nim zaopiekować, a później beztrosko oddała koleżance. Gdy Opozda się o tym dowiedziała, opowiedziała wszystko na InstaStories.
Wyjaśnienia Kubickiej były dość mętne. Wspomniała coś o tym, że piesek gryzł inne jej zwierzaki. Zamiast jednak wyjaśnić dokładnie, co się wydarzyło i udowodnić, że czworonóg naprawdę jest w dobrych rękach, skupiła się na atakowaniu Opozdy.
Opozda oczywiście nie puściła tego płazem, więc instagramowa kłótnia trwała jeszcze przez jakiś czas. W jej ostatniej odsłonie, Joasia żaliła się, że jest na przegranej pozycji, bo "nie ma PR-owca, tylko jest zawsze sobą".
Z usług PR-owca zdecydowanie korzysta natomiast jej rywalka, bo trudno uwierzyć, że za tym, co stało się w dzisiejszym "Tańcu z Gwiazdami" nie stał spec od wizerunku. Gdy Sandra skończyła już tańczyć fokstrota i wysłuchiwać zachwytów jury, wypowiedziała się w sprawie "psiej afery"
Ten tydzień był naprawdę denerwujący. Wykończył mnie psychicznie. Skoro tutaj jestem to chciałam podziękować za wsparcie. Zaapelować do serc wszystkich widzów o przemyślaną adopcję zwierząt ze schronisk. Piesek jest dzisiaj z nami. Mam nadzieję, że wszyscy nauczymy się czegoś z moich błędów - mówiła przejęta.
Piesek istotnie był obecny - kamera na moment pokazała, że siedzi na widowni z koleżanką Kubickiej. Czy jednak był to właśnie ten zwierzak, od którego zaczęła się afera? Pewności mieć nie możemy. Jeśli jednak - jak twierdziła wcześniej Sandra - pies jest nerwowy i ciężko znosi stres, studio telewizyjne, w którym głośno gra muzyka z pewnością nie jest miejscem, gdzie powinno się go zabierać.
A co Wy o tym myślicie?