Olga Tokarczuk miała w zeszły czwartek swój wielki dzień. Polska pisarka została laureatką literackiego Nobla za powieść Bieguni. Tym samym stała się drugą Polką w historii po Wisławie Szymborskiej, która dostąpiła tego zaszczytu. Gratulacje z tytułu tego wyjątkowego osiągnięcia składali jej praktycznie wszyscy, poza nielicznymi wyjątkami.
Kilka dni temu informowaliśmy, że oprócz niezwykłego wyróżnienia Olga Tokarczuk otrzyma również specjalną nagrodę. Mowa oczywiście o czeku na sumę 9 milionów koron szwedzkich, co w przeliczeniu daje około 3,5 miliona złotych. Pisarka otrzyma również dyplom i medal wykonany z 18-karatowego złota.
Szybko okazało się jednak, że wysokość nagrody zweryfikowała rzeczywistość, a dokładniej mówiąc obowiązujące w Polsce prawo podatkowe. Zgodnie z doniesieniami mediów, Olga Tokarczuk może stracić ponad 1/4 całej kwoty, bowiem należności podatkowe obliczono na... ponad 955 tysięcy złotych.
O sprawie informuje dziennik Rzeczpospolita. Kwota 3,5 milionów złotych, którą otrzyma w przeliczeniu Olga Tokarczuk, podlega nie tylko naliczeniu PIT według stawki 32 proc., ale także daniny solidarnościowej od przychodów przekraczających milion złotych rocznie. W ten sposób kwota nagrody znacznie spada.
Sprawa odbiła się szerokim echem w mediach, dlatego do akcji wkroczył minister finansów i rozwoju Jerzy Kwieciński. Stwierdził on na Twitterze, że pobór podatku PIT od przychodów związanych z Nagrodą Nobla zostanie zaniechany.
Podjąłem decyzję o zaniechaniu poboru podatku PIT od przychodów związanych z Nagrodą Nobla. W najbliższym czasie wydam stosowne rozporządzenie w tej sprawie - napisał Kwieciński na Twitterze.
Mimo tego, jak donosi Rzeczpospolita, takie rozwiązanie nie jest do końca zgodne z ordynacją podatkową. W związku z tym nie wiadomo, czy minister faktycznie zdoła pomóc pisarce.