W sierpniu pojawiły się pogłoski, że w 2009 roku Kamil Durczok miał dopuścić się podrobienia podpisu swojej byłej żony na wekslu wartym całe 2 miliony franków szwajcarskich. Dokument miał być poręczeniem kredytu na zakup nieruchomości. Sprawa wyszła na jaw po 10 latach, kiedy dziennikarz przestał spłacać kolejne raty. Wówczas bank zwrócił się o spłacenie należności do Marianny Dufek.
Obecnie całą sprawę bada prokuratura. Nic nie wskazuje jednak na to, że śledztwo zostanie zakończone w najbliższym czasie. Do dalszych wyjaśnień niezbędne jest udostępnienie weksli, na których znajdował się sfałszowany podpis. Okazało się jednak, że Sąd Okręgowy w Warszawie nie zgodził się na zwolnienie banku z tajemnicy.
Była żona Durczoka od początku twierdziła, że nie miała nic wspólnego z podpisem złożonym na wekslach oraz nigdy nie widziała dokumentów. Innego zdania był natomiast pełnomocnik dziennikarza Łukasz Isenko. W rozmowie z Super Expressem adwokat stwierdził, że Dufek nie tylko znała wszystkie okoliczności brania kredytu, ale również była obecna przy podpisywaniu weksli.
W tych okolicznościach Marianna Dufek postanowiła odnieść się do słów pełnomocnika byłego męża za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Po porannej prasówce dręczą mnie pytania dotyczące etyki adwokackiej. Postanowiłam parę lat temu nie korzystać z możliwości komentowania mojego życia - bo takie publiczne pyskówki wydają mi się słabe. I w efekcie przeczytałam elegancką wypowiedź mecenasa, że "dziwnie się zachowuje" mszcząc się za rozwód. Karkołomna teza, bo przecież sama o niego wystąpiłam. Dzisiaj czytam po prostu kłamstwa. Czy adwokat w wypowiedziach publicznych może broniąc (?) swojego klienta kłamać o innej osobie? Naiwnie wydawało mi się, że nie. Na pewno mecenasowi udało się mnie sprowokować.
Myślicie, że pełnomocnik Durczoka wkrótce jej odpowie?