Roman Polański niewątpliwie należy do wąskiego grona Polaków, którym udało się zrobić światową karierę. Reżyser i laureat Oscara w mediach zasłynął jednak nie tylko swoimi kolejnymi filmowymi produkcjami. Polański od lat jest bowiem oskarżany o gwałt na 13-letniej Samancie Geimer, którego miał dopuścić się w 1977 roku w willi Jacka Nicholsona.
Przez lata sprawa Geimer zdążyła już nieco przycichnąć, a ona sama przyznała, że wybacza swojemu oprawcy. Okazało się jednak, że mogła nie być jedyną ofiarą reżysera. W 2010 i 2017 roku do mediów zgłosiły się kolejne kobiety twierdzące, że również zostały przez niego wykorzystane.
Wygląda na to, że to nie koniec skandali z udziałem Romana Polańskiego. Niedawno francuski dziennik Le Parisien opublikował wywiad z Valentine Monnier. Aktorka twierdzi, że w 1975 roku, gdy miała 18 lat, została zgwałcona przez reżysera w jego domu w Szwajcarii. Kobieta wybrała się wówczas z grupą przyjaciół na narty. Pewnego wieczoru, według jej relacji, po kolacji Polański zaprosił ją na piętro. Kiedy Monnier weszła na górę, ten miał być już nagi.
Życie nie nauczyło mnie podejrzliwości - przyznała w rozmowie z dziennikiem.
Jak twierdzi aktorka, Polański zaatakował ją i zdarł z niej ubrania, a następnie zgwałcił. Monnier wyznała również, że próbował podać jej pigułkę. Kobieta bała się ponoć o własne życie.
_Mówiłam sobie: "To Roman Polański, nie może ryzykować, że ktoś się o tym dowie, więc będzie musiał mnie zabić"_
Valentine Monnier zdecydowała się opowiedzieć swoją historię tuż przed premierą najnowszego filmu Polańskiego Oficer i szpieg. Kobieta wytłumaczyła jednak, że to właśnie mediany rozgłos wokół produkcji sprawił, że przypominała sobie o traumatycznych doświadczeniach.
_Gwałt to bomba zegarowa. Pamięć nie blaknie, staje się duchem i podąża za tobą, podstępnie cię zmienia._
Mimo wyznania aktorki Romanowi Polańskiemu nie grożą obecnie żadne konsekwencje. Zgodnie z francuskim prawem przestępstwa seksualne ulegają przedawnieniu po 20 latach.