Piotrek Kupicha znów tłumaczy się ze swoich spóźnień na koncerty. Nawet lepiej - twierdzi, że nigdy mu się to nie przytrafiło. Pierwszy raz wypierał się faktów podczas wizyty u Kuby Wojewódzkiego, wyznając dramatycznie: "Przysięgam, że nigdy nie spóźniliśmy się na koncert!"
Mocne. Szkoda tylko, że trochę minął się z prawdą. Sam przecież powiedział na scenie, że "modnie jest się spóźnić". Wtedy też się nie spóźnił? Co to za żarty? Przypomnijmy:
Tym razem Kupicha próbuje przekonać do siebie czytelników "kultowego" dwutygodnika Bravo. Zapytany o spóźnianie się na występy, rozpoczyna wywód:
Jeśli koncert jest o godz. 21:00, a my wychodzimy 15 minut później, to chyba możemy sobie pozwolić na ten akademicki kwadrans spóźnienia. (...) Powiem ci szczerze! Nigdy nie spóźniliśmy się na koncert! Nigdy nie odwołaliśmy koncertu, a wiem, że wielu polskich artystów rezygnuje z występu, gdy warunki techniczne nie są spełnione.
Tak, najlepiej zaatakować innych. Szczególnie nie wymieniając nazwisk. Chociaż akurat w to, że nigdy nie odwołał koncertu wierzymy. Przecież nie zrezygnowałby z pieniędzy. To w końcu KUPICHA.