Lily Allen bombarduje ostatnio media doniesieniami na temat swojego życia erotycznego. Wszystko zaczęło się od penisa jej brata, potem był słynny trzeci sutek piosenkarki, a teraz dowiadujemy się o jej sposobach na antykoncepcję. Podejrzewamy, że ma to coś wspólnego z tym, że jej druga płyta trafi do sklepów już w poniedziałek. Gwiazda stosuje starą sprawdzoną metodę: nieważne, co piszą, ważne, że piszą.
W ostatnim wywiadzie Lily postanowiła opowiedzieć o wszystkich trudnościach, jakie napotyka w życiu przez to, że ludzie rozpoznają ją na ulicy. Skarżyła się na sławę, o którą tak zabiegała, wywlekając swoje prywatne życie na łamach gazet.
Za bycie sławnym trzeba płacić słoną cenę. To takie niesprawiedliwe - żaliła się Lily dziennikarzom. Nie mogłabym iść do ginekologa, nawet jakbym miała wszy łonowe i złapała chorobę weneryczną. Nie kupuję prezerwatyw, bo ludzie w kolejce się na mnie gapią. To przecież produkt pierwszej potrzeby.
Lily z pewnością już takich dylematów mieć nie będzie. W końcu ostatnio zarzekała się, że przez następne dwa lata "nikt nie zabawi się z jej trzecim sutkiem".