Zeszłej nocy odbyła się uroczysta gala rozdania nagród Grammy. Niespodziewanie pośród gości nie zjawiła się para, która przyciągała uwagę wszystkich mediów - Rihanna i Chris Brown. Dziennikarze na próżno na nich czekali. Dopiero późnym wieczorem okazało się, że młody piosenkarz... uderzył swoją dziewczynę! I to podobno nie raz!
Anonimowy informator zeznał, że widział pobitą Rihannę, a jako sprawcę wskazał Chrisa. Policja nie ujawnia szczegółów zdarzenia, ale wiadomo, że para zaczęła kłócić się na przyjęciu u Clive’a Davisa, które odbyło się przed wręczenie nagród. Widziano, jak krzyczeli na siebie także w samochodzie, który w pewnym momencie zawrócił i odwiózł ich oboje do wynajętej willi. Rihanna wysiadła z limuzyny i udała się do domu, wtedy Chris wybiegł za nią, złapał i mocno uderzył. Chwilę później anonimowa kobieta (najprawdopodobniej sama gwiazda) zadzwoniła na policję i powiadomiła o pobiciu.
Gdy funkcjonariusze dotarli na miejsce, znaleźli posiniaczoną gwiazdę. Brown zdążył już opuścić dom. Aresztowano go kilka godzin później.
Chris sam dobrowolnie oddał się w ręce policji. Został zatrzymany na komisariacie i przesłuchany. Po godzinie pobytu w areszcie wpłacił kaucję w wysokości 50 tysięcy dolarów i został wypuszczony. Piosenkarka opuściła już szpital. Rzecznik prasowy Rihanny zaprzeczył doniesieniom o pobiciu, ale gwiazda odmówiła spotkania z dziennikarzami, co tylko utwierdziło ich w przekonaniu, że skutków awantury nie da się ukryć.
Rzeczywiście, trudno wyobrazić sobie inne okoliczności, z powodu których piosenkarka zrezygnowała z pojawienia się na tak ważnym wydarzeniu jak rozdanie nagród Grammy... Szczególnie, że wiedząc doskonale, o czym ludzie mówią, mogła wyjść i wszystkich uspokoić. Nie zrobiła tego.
Wyobraźcie to sobie - pobić Rihannę... Co za typ!